W połowie lat siedemdziesiątych zmieniłem pracodawcę z Żeglugi na Odrze na Polskie Linie Oceaniczne. Jako asystent maszynowy na m/s "Wyspiański" wypuściłem się na trochę głębsze wody. Przypadkowo trafiłem na linię, która uważana była za najbardziej rozrywkową w całej PLO: Linia Zachodniego Wybrzeża Ameryki Południowej. Dużo portów, krótkie przeloty między portami, piękne dziewczyny i możliwość robienia boskiego biznesu. Do tego ostatniego byłem przyzwyczajony z Żeglugi. Kultem było coś zawsze przemycać. Bez ceremonii więc spytałem pierwszego lepszego członka załogi co najlepiej idzie po drugiej stronie Wielkiej Wody. Ten nic, ani słowa, drugi i trzeci to samo. Zmowa milczenia czy co? Potem dopiero zorientowałem się, że wszędzie dookoła kręcą się celnicy, a ja jestem nowy. Można takiemu wierzyć? Na dodatek nie za bardzo wyglądałem na wilka morskiego. Wysoki, chudy, w okularach i jakim cudem znalazł się w PLO z Żeglugi? Pewnie gumowe ucho skdądś podesłany. Nie chciaem być natrętny i w pierwszy rejs wypłynąłem "czysty".
W dzień wypłynięcia celnicy odbierali poszczególne kabiny, a moi przyszli towarzysze niedoli z wypiekami na twarzy czekali na korytarzach. Jako zupełnie nie obciążony nerwowo zapytałem chwilowo bezczynnego urzędnika, czy nie mógłby skontrolować mojej kajuty, chciałem mieć to z głowy. A ten pyta:
- Który to rejs robicie kolego?
- Pierwszy.
- To najpierw musicie się dorobić, dopiero do was przyjdziemy. My wiemy kogo mamy kontrolować.
Konsternacja. Na barkach szukali wszędzie, i to po kilka razy.
Rozrywkowość Linii Zachodniego Wybrzeża potwierdziła się bardzo szybko. Czasami z portu do portu płynęliśmy krócej niż jedną dobę. Dla niektórych moich kolegów ważnym było tylko to, czy w tym porcie jest taka sama waluta jak w poprzednim. A portów było mnóstwo,nierzadko po piętnaście w jednym rejsie.
"Wyspiański" był klasycznym drobnicowcem, gdzie wyładunek i załadunek trwał bardzo długo, więc w portach staliśmy po kilka dni. Pamiętam taki dłuższy postój w Callao, w Peru. Ładowaliśmy wtedy mączkę rybną w workach, kilka tysięcy ton. Na całym statku śmierdziało jak w centrali rybnej, więc okupowaliśmy pobliskie knajpy. Dziwczyny o boskiej urodzie z radością dotrzymywały nam towarzystwa, zamawiając nizliczone ilości Cubalibry, oczywiście na nasz koszt. Potrzebowaliśmy je do szlifowania naszego hiszpańskiego. No dobra dobra, nie tylko. Do mnie przylgnęła ciemnoskóra Mercedes, która z każdym wieczorem podobała mi się coraz bardziej. Nogi po szyję, oczy jak u łani, że o reszcie nie wspomnę.
Jednego wieczoru siedziała mi na kolanach, a ja wpatrzony w nią jak w obraz wyksztusiłem:
- Co za oczęta.
Ją wysztywniło.
- No ochenta, doscientos! Co po naszemu znaczy: nie osiemdziesiąt, dwieście! Oczywiście peruwiaskich soli.
Przetrzeźwiałem.
Jeszcze długo po tym nie mogłem zapomnieć tej zjawy z Callao.
Mirek Rajski
Edytowany przez miroslaw rajski dnia 20.09.2014, 10 lat temu
Dziękuję Janusz za słowa uznania.
A z tym babiarzem to mnie trochę przeceniasz.
Rzeczywiście w Szkole, jeżeli chodzi o sprawy amorowe,
to byłem nieco cofnięty w rozwoju. Jak miałem dodrą książkę
( a przeważnie miałem ), to traciłem zainteresowanie każdą
dziewczyną. Czasy pływania to zupełnie inna historia.
Namiastkę masz powyżej.
Pozdrawiam, Mirek Rajski
Mirku ! Juz przed wczoraj chcialem dac komentarz, ale jak wiesz mialem klopoty z laczem.
Super felieton ,gratuluje i czekam na dalsze.Egzotyczne dziewczyn w Pludniowej Ameryce to tylko Szczepan moze Ci towarzyszyc w tych opowiesciach.
Pozdrawiam
I Oficer-KiniolB)
:DMirku.
Przepraszam Cię za użycie niewłaściwego określenia "babiarz" ale nie miałem nic złego na myśli.Powinienem napisać " rozrywkowy chłopak "
Niemniej jednak, musisz przyznać, że kochać kobiety, nauczyliśmy się w T.Ż.Ś. / i nie tylko / Dziewczyny nas rozpieszczały i szalały za chłopakiem z naszej szkoły./ i znowu wspomnienia - starość /
Mirku-ułomkiem w sprawach męsko-damskich, to Ty nie byłeś a dowodem tego jest fakt, że na studniówce miałeś dwie dziewuszki i tylko Ci pozazdrościć.
Natomiast pływając w żegludze i będąc młodymi chłopcami, nauczyliśmy się wiele w różnych dziedzinach życia.
TAK..Ze szkoły zapamiętałem Cię, jak przez całe 5-lat czytałeś a wręcz połykałeś książki.
Pozdrawiam
J.T.
Czytałem, czytałem bardzo mi się podobało, ach ta znajomośc języków obcych, sami nie wiemy ile ich znamy , czy Twoja żona też to czytała ?,chodziłeś później w ciemnych okularach???B)
Przypomniałem sobie tego Jurka z Wrocławia To Jerzy Howorski z klasy nawigacyjnej rocznik '67, znalazłem Jego wizytówkę i telef. wrocławski.
Pozdrawiam serdecznie, dużo zdrowia i radości z życia w Nowym 2007 Roku.
jurekde
jd
Vm '68
możesz przeglądać wszystkie wątki dyskusji na tym forum. nie możesz rozpocząć nowy wątek dyskusji na tym forum. nie możesz odpowiadać na posty w tym wątku dyskusji. nie możesz rozpocząć ankietę na tym forum. nie możesz dodawać załączniki w tym forum. nie możesz pobierać załączniki na tym forum.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies