Długa droga do Europy
W jednym z moich rejsów nagromadziło się mnóstwo atrakcji: tych oczekiwanych i całkowicie niezaplanowanych. Był też jednym z najdłuższych - tak w przeliczeniu na kilometry jak również na "kalendarz".
Już od początku wiadomo było, iż nie będzie to zwykły rejs. W czasach "jedynie słusznej polityki społeczno-gospodarczej" - załogi statków pływających za granicę ustalano wg klucza, który nie miał nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem a czasem nawet z zawodowymi kryteriami. Nie będę o tym pisał, bo to mało ciekawe. W tym konkretnym przypadku przydzielono mi jako mechanika "wybitnego i zasłużonego aktywistę", co na wiedzę z zakresu obsługi maszynowni jakoś słabo się przekładało. Bosman pochodził z tej samej "decyzji", ale był w miarę dorzeczny. Postanowiłem jakoś to znieść i.... prawie się udało.
Załadowaliśmy we Wrocławiu pyły filtrowe - ładunek wybitnie paskudny, ale przeznaczony do.... Antwerpii. Tak daleki wypad to marzenie! Długi, a więc dużo kasy z samych diet wypłacanych w szeleszczącej walucie. Ponadto jawiła się szansa na "przeobrażenie" tej waluty w atrakcyjny towar, który sprzedany potem w Polsce przynosił słuszną rekompensatę za wstręt do pyłów filtrowych.
Cóż to za "zwierz" te pyły filtrowe? To nic innego jak wychwycone na kominach pewnego wrocławskiego zakładu metalurgicznego poprodukcyjne resztki. Zalane wodą do konsystencji lasowanego wapna błoto zawierało mnóstwo metali nieżelaznych - w tym zapewne bardzo atrakcyjnych, ale technologia ich odzyskania była w naszym kraju niedostępna. Sprzedawaliśmy to innym, a oni sobie jakoś "radzili".... Dla nas taki ładunek oznaczał niesłychany brud na statku: błoto pryskało przy załadunku na wszystkie strony, a spadając na pomalowane powierzchnie pokładu zżerało farbę. W ładowni rozlewało się po podłodze od burty do burty równą, mniej więcej półmetrowej grubości warstwą i uprzątnięcie ładowni po czymś takim to była żmudna i ciężka praca. Ale czego nie zrobiłoby się dla takiego rejsu!

W Dordrechcie cumowałem burta w burtę z pewnym Belgiem. Akurat coś mu tam "nie grało", musiał stać i miał troszkę czasu. Zaproponowałem piwo i tak się zaczęło. Zaprosił mnie do siebie i po kilku godzinach on całkiem nieźle radził sobie po polsku a ja po flamandzku. Obdarował mnie też mapami, które u nas były nieosiągalne, a pokazywały niemal każdą boję na trasie z Dordrechtu do Antwerpii. Oddano wówczas do użytku kanał, który wybitnie skracał drogę przez rozlewiska ujścia rzek Waal i Merwede oraz Schelde, ale na mapach jakie dotychczas posiadałem nie był jeszcze uwzględniony. Prezent od "kolegi po fachu i nałogu" okazał się więc bardzo przydatny. Przepiwszy jeszcze strzemiennego do sympatycznego Belga - poszedłem spać, aby wczesnym rankiem wyruszyć w dalszą trasę do Antwerpii.
Następnego dnia wypłynąłem z Dordrechtu poprzez Dordtse Kil kierując się na zalewy zwane Hollands Diep i Volkerak. W roku 1986 przedzielono zalewy Volkerak i Oosterschelde groblami, co doprowadziło do różnic poziomów wymagających zbudowania śluzy Krammer w pobliżu Willemstad. Ta nowoczesna śluza poza innymi rozwiązaniami posiada również system chroniący przed mieszaniem wody słodkiej i słonej oparty na wykorzystaniu różnicy ich ciężaru właściwego. Podczas mojego rejsu to wszystko było dopiero w planach. Prowadzony jak po sznurku mapą otrzymaną w prezencie po osiągnięciu oznaczonej boi wykonałem skręt w lewo i bez trudu odnalazłem wejście do Schelde-Rijnkanal. Kanał ten jak wspomniałem - skrócił i ułatwił drogę z Renu do Antwerpii, którą odbywało się do roku 1975 inną trasą. Jego długość wynosi 38 km, a początek swój bierze w obszarze portu Antwerpia.

Jak widać na mapce - kanał uniezależnił w jakimś stopniu statki rzeczne od korzystania z wód zalewów Oster- i Westerschelde - często mocno rozhuśtanych, o czym pisałem w artykule Dwa brzegi. Szczególnie niebezpieczny był przy północno-zachodnich wiatrach (szło się bokiem do fali) odcinek do wejścia kanału w Wemeldinge.

Antwerpia to jeden z najnowocześniejszych i największych portów morskich świata: przeładunki ponad 90 mln t rocznie, długość nabrzeży ok. 50 km, dostępny dla statków o nośności do 150 tys. ton. To także port pasażerski (połączenia promowe z Wielką Brytanią) i śródlądowy połączony siecią kanałów (m.in. Kanałem Alberta) z dorzeczem Mozy i Renu.


Kierujemy się w kierunku Hansadock i Leopolddok, aby po przepłynięciu jeden po drugim, niskich obrotowych mostów wpłynąć do Albertdok. Tu już cumujemy w drugim basenie przy wyznaczonym nabrzeżu.



Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies