Niesamowite historie z łodziarskiego życia wzięte (1)
Pod tym tytułem kryją się dziesiątki przeróżnych, wręcz niewiarygodnych autentycznych historii, które miały miejsce w żeglugowym światku.
Pod tym tytułem kryją się dziesiątki przeróżnych, wręcz niewiarygodnych autentycznych historii, które miały miejsce w żeglugowym światku. Większa cześć z nich na pewno bezpowrotnie zaginie wraz z odchodzącymi na „wieczną wachtę”, a te, które jeszcze żyją warto ku pamięci potomnym odgrzebywać, co też na dobry początek czynię.
Zdarzenie, o którym chce opowiedzieć miało miejsce we wrześniu 1970 roku we Wrocławiu. Zjednoczenie Żeglugi Śródlądowej i Stoczni Rzecznych zorganizowało niespotykane do tej chwili wielkie ćwiczenia Zakładowych Oddziałów Samoobrony. Brały w niej udział wszystkie oddziały Żeglugi na Odrze oraz przedstawiciele stoczni rzecznych. Ćwiczący byli rozlokowani na międzywalu basenu Osobowice I, a sztab mieścił się w budynku Domu Marynarza na tychże Osobowicach.
Oddziały samoobrony podzielone były na grupy straży pożarnej, łączności i sanitariuszy. Dla podniesienia rangi ćwiczeń zaplanowano wyburzenie starego, przedwojennego żelbetonowego elewatora stojącego na zachodnim nabrzeżu portu Popowice. Elewator był już dużo wcześniej przeznaczony do wyburzenia, gdyż na jego miejscu miało powstać stanowisko do przeładunku cementu luzem dla nowo wybudowanego silosu cementowego, tak, że miejsce i rzeczywisty moment grozy wysadzenia elewatora świetnie pasował do scenariusza zaplanowanych ćwiczeń.
Dla zabezpieczenia basenu portowego przed fragmentami wyburzanej konstrukcji elewatora podstawiono do nabrzeża czekający w kolejce do złomowania kadłub holownika typu „duży holender” o nazwie Radgost. Tak jak wcześniej wspomniałem miał on przyjąć na swój pokład spadające po wybuchu w kierunku basenu portowego fragmenty betonowych odłamków i tak też się stało.
Po pomyślnym zakończeniu ćwiczeń na terenie popowickiego portu w zasadzie wszyscy zapomnieli o samotnym Radgoście i dopiero na drugi dzień rano, co niektórzy zaczęli przecierać ze zdumienia „zmęczone” po nieoficjalnej części oczy. Ujrzeli, bowiem kadłub holownika spoczywający na dnie basenu portowego. Okazało się po wydobyciu, że na skutek nagromadzonej na rufowej części pokładu dużej ilości betonowego rumowiska kadłub zanurzył się na, tyle, że zaczęła powoli wdzierać się woda do wnętrza kadłuba poprzez instalację W.C. I tak Radgost spłatał ostatniego w swoim statkowym żywocie figla dzielnej załodze Zakładowego Oddziału Samoobrony p.p. Żegluga na Odrze.
Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.