O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Czas płynie jak rzeka

Kiedy przeglądam nasz portal to łezka się w oku kręci, ogarniają mnie wspomnienia z dziecinnych i młodzieńczych lat mojego życia, zawdzięczając je mojemu tacie, który całe swe życie już od chłopięcych lat związał z rzeką nad którą się urodził, jego ukochaną Wisłą.

Drodzy sympatycy i miłośnicy, żeglugowcy, panowie i panie. Nazywam się Jolanta Fidelis z męża Sobótka, kiedy przeglądam nasz portal to łezka się w oku kręci, ogarniają mnie wspomnienia z dziecinnych i młodzieńczych lat mojego życia, zawdzięczając je mojemu tacie, który całe swe życie już od chłopięcych lat związał z rzeką nad którą się urodził, jego ukochaną Wisłą.

Dziękuję naszemu wirtualnemu kapitanowi jak również redaktorom tego portalu, za podtrzymywanie historii żeglugi śródlądowej, jak też i wizji co do jej przyszłości. Myślę że mam szczególne powody żeby dołączyć do grona użytkowników tej strony internetowej.

Miałam niecały roczek kiedy tata postanowił na swoim i zabrał mnie z mamą na statek. Wówczas nie mieliśmy własnego mieszkania i to było argumentem mojego ojca - chciał, aby mama wraz ze mną była u jego boku. Tak więc do dwóch latek mieszkałam na pchaczu "Żubr" W - 19,przemierzając Narwiane, Wiślane Odrzańskie szlaki.

Z tamtych lat nie wiele pamiętam, byłam za mała, znam je ze wspomnień rodziców, spałam w dziecinnym wózeczku w dwuosobowej kajucie, podobno najlepiej mi się spało podczas pracy silników a ich warkot i decybele korzystnie działały na mój sen. Potem przez cały okres mojej edukacji, wszystkie wakacje spędzałam wraz z mamą i młodszą siostrą Elwirą nota bene imienniczką córki starego przyjaciela mojego ojca kpt. Z. Kołaczyńskiego.

Od lat młodzieńczych za przyczyną mojego taty poznawałam naszą kochaną Wisłę, Odrę i Narew z ich pięknymi miastami, grodami i wioskami. W szkole koleżanki zazdrościły mi tych wędrówek po rzekach.

Z biegiem lat myślę że ojciec za swoją sumienną pracę w wykonaniu swych nawigatorskich umiejętności, został doceniony przez dyrekcję ZW, otrzymując angaż i wyróżnienie w postaci sprawowania nadzoru z ramienia Żeglugi Warszawskiej nad budowanym w Szczecińskiej stoczni "Odra" Koziorożcu W - 02. Pamiętam, iż w końcowej fazie budowy Koziorożca W - 02, tata zabrał nas do stoczni na kilka dni, aby pokazać nam swój "raj na ziemi" jakim był Koziorożec W - 02. Rzeczywiście z zewnątrz i wewnątrz nie przypominał pchaczy "Żubrów" na pokładach, których pracował, były zadbane, panował na nich ład, porządek i klar. Siostra pyta się mnie, o co chodzi ojcu, przecież to nowy statek, a mama myje sufity, ściany i okna w pomieszczeniach mieszkalnych, a w ogóle co to za statek, który nie ma koła sterowego, ani szprachrury do komunikacji głosowej z kajutami, jak tata będzie prowadził ten statek do Płocka? Jest młodszą ode mnie o pięć lat i wiecznie stawiała pytania, na które nie ja a tata musiał ze stanem faktycznym odpowiadać. Zresztą podobnie było w przypadku Żubra W - 09, kiedy opuszczaliśmy stocznie w Elblągu, tata uważał, iż za nim statek wyjdzie z portu czy stoczni musi obowiązkowo być z zewnątrz i wewnątrz starannie umyty, w innym wypadku nie postawi na rufie flagsztoku z biało-czerwoną flagą. Taki już był i jest nadal.

Do dziś będąc na emerytowanym jak on nazywa "biczszypie" w domu ma być klar, tak jak kiedyś bywało na jego pokładach. Pod koniec lat osiemdziesiątych przeżywał wewnętrzne rozdarcie z powodu upadłości Żeglugi Warszawskiej i nieuchronne rozstanie się z swym Koziorożcem W - 02. Niekiedy statek dla niego stawał się ważniejszy od domu, choć zawsze o niego się troszczył.

Kiedy w dziewięćdziesiątym roku przeniósł się do PBW - Tczew mustrując na pchacza "Sambor" będąc już mężatką z dwoma moimi synkami przez kilka kolejnych wakacji spędzaliśmy urlopy na Samborze, który obsługiwał pogłębiarki na zatoce gdańskiej i puckiej w rejonie Jastarni, Kuźnicy i Chałup. Zawsze chciał być razem z nami jeśli było to możliwe, wiecznie powtarzał : mieć przy sobie żonę, dzieci, wnuki na pokładzie to wszystko co posiada, nic więcej mu nie potrzeba. Myślę, iż jego żeglugowa pasja nigdy się nie skończy. Niekiedy tłumaczymy i prosimy niech spokojnie odpoczywa na emeryturze a gdzież tam - mówi póki ma aktualne świadectwo zdrowia a do tego unijny patent "A", od wiosny na pewno nie będzie go w domu. A tak na marginesie to co to za patent, kawałek plastiku w porównaniu do poprzednich patentów w formie sztywnych okładek oklejonych czarnym materiałem i z naniesionym złotym drukowanym napisem "Patent Żeglarski", nie mówiąc już co w wewnątrz jest napisane stylowym pięknym pismem. Jakby przez mgłę pamiętam, kiedy zakładał mi dziecinną czarną perułkę z długimi warkoczykami, sadzając mnie na pulpicie Żubra W - 19. Kiedy jego oczy i ręce prowadziły zestaw pchany zaś mnie obdarowując ciepłymi słowami często nucił swoją ulubioną piosenkę "Mała błękitna chusteczka".

Całe nasze rodzinne życie ułożone jakby pod dyktando mojego ojca, udzielało i udziela się podczas rodzinnych spotkań, w których głównym tematem jest żegluga śródlądowa i jej przyszłość, pomimo iż żeglugi na Wiśle już nie ma, ale zostały ojcu starannie spisywane każdego wieczora pamiętniki z wielu lat jego pełnego podziwu wręcz poświęcenia się dla swojej wodniackiej pasji.

Miał również swoje hobby, w wolnych chwilach rysował, następnie kalkując w aluminiowej blasze statki, parowce, plauerki, żaglowce, pchacze, holowniki, pogłębiarki, a nawet znaki brzegowe, polerując ich do aluminiowej bieli umieszczał w ozdobnych ramkach na tle czarnego aksamitu.

W domu na ścianach wisiały zadziwiając odwiedzających nasz dom ludzi. Także ja z siostrą szanowaliśmy i nadal szanujemy jego szlachetność i dobroć, ucząc się wyrozumiałości i pokory wobec otaczającego nas życia. Spisywał w swych pamiętnikach swoje przebyte trasy od Jastarni przez Bydgoszcz do Gliwic, od Pucka przez Gdańsk po Kraków i Szczecin, nie ominął wielkich jezior mazurskich. Spisywał rejsy skąd i dokąd co, ile ton, czy sztuk przewoził i kto był w jego załodze, można również wyczytać kiedy i ile zarabiał, w czterech czy pięciu opasłych zeszytach opisywał swój dzień powszedni.

Moich dwóch chłopców Sebastian i Łukasz i niekiedy Marta, córka mojej siostry Elwiry, jak ja z siostrą przed laty wszystkie wakacje, czasami ferie zimowe spędzali ze swym dziadkiem na statku. Jesteśmy mu wdzięczne za to wszystkie szczęśliwe, pełne radości chwile spędzone razem na pokładach statków którymi dowodził. Kocham go bardzo szanując jego osobiste motto, które brzmi: "NAVIGARE NECESSE EST - VIVERE NON EST NECESSE"

Pozdrawiam wszystkich wodniaków dziękując naszemu wirtualnemu kapitanowi tego portalu za możliwość do wspomnień z dziecinnym mych lat.

Z poważaniem i szacunkiem
Jolanta Sobótka


Udostępnij:

Apis 19.05.2009 5128 wyświetleń 1 komentarzy 1 ocena Drukuj



1 komentarzy


  • Apis
    Apis
    Jest mi miło z powodu ostatniego zdania felietonu. Szkoda, że moja córka, która skończyła właśnie lat 30 nie napisze o mnie tak ciepło (z powodu rozwodu i zniszczenia wszelkich pamiątek po mężu i ojcu...) Pływała ze mną na statku "Młoda Gwardia" mając trzy latka i były nawet zdjęcia....

    Cóż - pozostają mi ciepłe słowa innych.
    - 15.06.2009 23:25

    Dodaj lub popraw komentarz

    Zaloguj się, aby napisać komentarz.

    Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
    Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
    Niesamowite! (1)100 %
    Bardzo dobre (0)0 %
    Dobre (0)0 %
    Średnie (0)0 %
    Słabe (0)0 %
    Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
    Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies