Wrocławska noc zimowa
Kilkanaście stopni mrozu niespodziewanie przeobraziło rzekę w baśniową krainę. Woda już zatraciła swa aksamitną nieruchomą gładkość i od tej chwili jej nurt niesie okrągłe wianki lodowych igieł które jedne o drugie zderzają się, dzięki temu przybierają kształt okrągłych tafli o podniesionych krawędziach i tworzą się coraz większe, miniaturowe płyty kontynentalne. Podczas owych zderzeń słychać w zimowej ciszy osobliwy głos – syk i szuranie lodowych tafli. W końcu napotykając przeszkodę zbijają się jedna w druga tworząc gigantyczne wypiętrzone pola lodowe.
Breslauer Winternacht
Po zmroku ziąb napływa znad Odry zamarzłej
i sprzedawcę kiełbasek przyobleka w błękit.
Pęd dziwny, obłąkańczy porwał gazeciarkę,
okrąża plac Macieja w lansadach szaleńczych.
Pod bramą zastygają kochankowie niemi
niby rzeźba gotycka kamienna, niewinna.
Dokazują birbanci grogiem upojeni,
których ochrypłe wrzaski mróz w powietrzu ścina.
Powóz za sobą szkapa dorożkarska wlecze,
przeciągają powoli rażeni drętwotą.
A student z podniesionym wysoko kołnierzem
zagubił gdzieś swój honor i postradał godność;
w tej chwili myśli tylko o ciepłej izdebce.
Nigdy dotąd nie były tak puste ulice.
W zaułkach żaden chłystek czyhać dzisiaj nie chce,
nawet zwierzę tej nocy znalazło ukrycie.
Gna ku niebu ponurej nicości przepastnej
Katedra: statek widmo wśród lodowych chmur.
I miota krę wokoło jak w przekleństwa straszne
Maligną opętany pijak – Odry nurt.
Przekład Wojciech Grzelak
Taką widział młody wówczas poeta mroźną zimową wrocławską nadodrzańską noc z początku XX wieku. Tych parę strof wiernie oddaje klimat tamtych czasów, klimat pełen tajemnic mrocznych zaułków i zimowej scenerii Odry z Ostrowem Tumskim. Bardzo chciałem pokazać tę samą noc w takiej samej, dzisiejszej scenerii – lecz niestety, natura i elektronika zawiodły na całym froncie. Dwa w jednym, czyli minus 12 stopni i wrażliwość automatyki na niskie temperatury mego Nikona zawiodły całkowicie. Nie pozostało nic innego, tylko czekać do dziennych, trochę wyższych wskaźników Celsjusza i pokazać zimową wrocławską Odrę w dziennych barwach. Niestety, pora dzienna nigdy nie odda klimatu nocnego miasta. A i miasto zmieniło się całkowicie, choć jak się dobrze wczyta to obyczaje dawnych Breslauerów niewiele się różnią od zachowań dzisiejszych Wrocławian.
Wracając do tematu przewodniego czyli rzeka zimą. Osobiście bardzo lubię ten czas kiedy rzeką zaczynają tworzyć się i spływać pierwsze lodowe wianki. Kilkanaście stopni mrozu niespodziewanie przeobraziło rzekę w baśniową krainę. Woda już zatraciła swa aksamitną nieruchomą gładkość i od tej chwili jej nurt niesie okrągłe wianki lodowych igieł które jedne o drugie zderzają się, dzięki temu przybierają kształt okrągłych tafli o podniesionych krawędziach i tworzą się coraz większe, miniaturowe płyty kontynentalne. Podczas owych zderzeń słychać w zimowej ciszy osobliwy głos – syk i szuranie lodowych tafli. W końcu napotykając przeszkodę zbijają się jedna w druga tworząc gigantyczne wypiętrzone pola lodowe. Można, jeśli oczywiście organizm wytrzymuje całymi kwadransami stać i oglądać odrzański lodowy spektakl.
Obiecuję, że jeśli tylko warunki atmosferyczne pozwolą będę się starał jeszcze raz wejść w świat Maxa Herrmanna-Neißego i pokazać go w współczesnej wersji.
Dodane: jest dalszy ciąg wrocławskiej, poetyckiej, zimowej impresji https://www.zegluga-rzeczna.pl/infusions/articles/articles.php?article_id=465
Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.