O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Donos do Viadrusa II

Aby moja forma donosów do Viadrusa nie stała się nudnym przeżytkiem postanowiłem rozpocząć powszechnie stosować nową terminologię słowną i myślę, że Bóg Odry ze zrozumieniem przyjmie nową formułę i że zaakceptuje ją ze zrozumienie godnym swego majestatu. Stąd termin "wysłuchanie obywatelskie", z definicji znany jako dialog obywatelski.

Optymistyczne i nie tylko "wysłuchanie obywatelskie"

Wysłuchanie obywatelskie - z definicji znane jako dialog obywatelski - zwany dalej sposobem komunikowania się między władzą państwową a różnymi partnerami społecznymi, przejawiający się we wzajemnym przekazywaniu sobie opinii, informacji czy ustaleń dotyczących celów, instrumentów i strategii wdrażania polityki publicznej jest od pewnego czasu powszechnie serwowany swemu ukochanemu elektoratowi przez posłów i z daleka z lekka zalatuje "Barejowszczyzną". Taka forma dialogu społecznego bezsprzecznie kojarzy mi się z monologiem trenera Jarząbka w gabinecie prezesa Ryszarda Ochódzkiego. Jest to nic innego, jak oficjalna forma obywatelskiego donosu zapakowanego w kolorowy papierek i dla tego też, aby moja forma donosów do Viadrusa nie stała się nudnym przeżytkiem postanowiłem rozpocząć powszechnie stosować nową terminologię słowną i myślę, że Bóg Odry ze zrozumieniem przyjmie nową formułę i że zaakceptuje ją ze zrozumienie godnym swego majestatu. I po tym małym wstępie pora przejść do rzeczy.

Zacznę od ode tego, że tegoroczne zachowanie się Odry jest co najmniej dziwne i często nas zaskakiwało swą fanaberią. Dokładniej analizując jej kaprysy można śmiało porównać je do przypadłości schizofrenicznej. Schizofrenia jest tajemniczą, przerażającą i najstarszą z chorób, na jaką żywy organizm cierpi.Objawy takie jak agresywność, kaprysy, zupełnie nieprzewidywalne reakcje to typowe symptomy tej choroby. Jedną z metod walki z tą chorobą jest potrzeba większej akceptacji od społeczeństwa i zwyczajnie przyjaznego nastawienia do chorego osobnika. A jakie są przyczyny schizofrenii?, na to wiążącej odpowiedzi do dziś nie ma. Świadczy o tym fakt, że odpowiedź na to pytanie ma z góry zarezerwowaną Nagrodę Nobla która nadal czeka.

A co my, skazani na zmienne nastroje chorego organizmu Odry robimy, aby rzeka powróciła do stanu normalności.

Choremu w powrocie do normalnego życia ogromną rolę odgrywa wsparcie rodziny, przyjaciół i innych bliskich osób, ale jednak nie wszyscy tej metody terapii chcą stosować. Rola Państwa jako symbolicznej Rodziny dla naszych rzek jest coraz bardziej enigmatyczna, a przecież Rodzina powinna obdarzać się miłością, opieką i zapewniać sobie wzajemnie wszystkie potrzeby psychiczne, fizyczne i intelektualne. Państwo nasze, które wyzbyło się w skutek przemian ustrojowych swej "opiekuńczej roli " w rzeczywistości dziś pozostawiło rzeki samym sobie. Niby nic takiego, ale w rezultacie właśnie okres pozostawienia obywatelom swobody działania i wolność wyboru był początkiem zapaści schizofrenicznych naszych rzek. Dzisiejsza terapia na wszelkie dolegliwości to rozważania jak to bywało dawniej, co komuna zrujnowała a co my teraz zrobimy by pokazać tym wstrętnym komuchom jak to można stworzyć kraj kolorowy niczym kreskówki Disneya, kraj już nie kartkowym mlekiem i miodem płynący ale z górą homogenizowanych erzatzów i wysoko technologicznie przetworzonych parzystokopytnych.Obraz Kraju w takiej postaci stał się tak powszechny, że powoli staje się nie tylko coraz mniej strawny i zarazem coraz bardziej widowiskowy ( patrz kalkulator Balcerowicza).

Niech mi Viadrus wybaczy, wszak nie o tym chciałem mówić ale dzisiejsza rzeczywistość coraz bardziej mnie przeraża i wcale nie zdziwił bym się jak mit polskiego sukcesu niebawem stanie się ogólnonarodową przyczyną ogólnonarodowej schizofreni.

Ale wracając wreszcie do spraw bardziej przyziemnych, czyli tzw. okołoodrzańskich chciałbym przesłać do Urzędu Królestwa Viadrusowego parę donosów, tym razem nareszcie bardziej pozytywnych, gdyż czas takich to właśnie denuncjacji nieśmiało nastaje.

Pierwszym, najważniejszym tematem donosu są poczynania wrocławskiego RZGW, a dokładniej rozpoczęcie prac hydrotechnicznych mających na celu zneutralizowania erozji dennej spowodowanej nieregularnymi przepływami ze stopnia wodnego Brzeg Dolny w kontekście powstającego w wielkich bólach stopnia wodnego Malczyce i jego potencjalnych skutków ubocznych. Metoda ta, zwana dalej dokarmianiem rzeki, a u nas urzędowo nazwaną badaniami modelowymi zaczęto stosować na km. 305,175 - 305,370 rzeki Odry w okolicy dawnego nabrzeża cukrowni Malczyce. Jaki będzie skutek tych pionierskich działań - trudno dziś przewidzieć. Metoda ta została zastosowana na większą skalę na górnym Renie na odcinku poniżej śluzy Iffesheim km. 344 i Speyer km. 399 w latach 1996 - 2000. Do wypełnienia koryta rzeki użyto kruszyw grubych frakcji, klińca oraz otoczaków i w efekcie po zastosowaniu tej metody koryto rzeki ustabilizowało się. W naszym przypadku przy zaniechania zasilania ciągłego ze zbiorników retencyjnych jednocześnie przechodząc z powodu ograniczonej pojemności akwenów wodnych pomiędzy stopniami na nieregularne i gwałtowne zrzuty wody ze stopnia wodnego Brzeg Dolny i w przyszłości ze stopnia Malczyce moim zdaniem nie spełnią pokładanych nadziei. Przypuszczam,że większa część rumowiska sztucznie złożonego na dnie rzeki wcześniej czy później przemieści się i zacznie zalegać na odcinku od Ścinawy do Chobieni. Aż strach pomyśleć co będzie gdy o tych złożach dowie się ekipa cudotwórców od dolomitu z nowobudowanej autostrady A1.

Również pozytywnie można odnieść się do ogłoszenia przez RZGW Wrocław przetargu na usuwanie szkód popowodziowych na odcinku Odry od Oławy do ujścia Nysy Łużyckiej gdyby nie fakt, że zakres terytorialny prowadzonych robót jest imponujący, a niestety okres i czas realizacji 45 dni jest nierealny. A tak w ogóle prowadzenie tego typu prac pogłębiarskich w przeddzień nadejścia zimy i późniejszym przejściom wiosennych wód wezbraniowych budzi moje zdziwienie. Żadnych wymiernych korzyści dla rzeki prowadzenie tych prac w okresie późnojesiennym nie przyniesie, a na wiosnę problem pojawi się ponownie. Konkluzja w tym przypadku nasuwa się jedna - jest to wydawanie na gwałt pieniędzy które rząd nieopatrznie przeznaczył na tego typu prace nie bardzo się wysilając nad logiką ich wydawania. No, ale skoro się daje pieniądze to trzeba to trzeba je koniecznie wykorzystać bez względu na to czy z sensem czy też nie. Pozytywna jest w tym przypadku tylko odwaga RZGW decydując się na przeprowadzenie usuwania skutków powodzi w takim terminie gdyż da zarobić wygrywającym przetarg, oni to z kolei zapłacą podatek dochodowy, zapłacą podatek vat, "darczyńca" na swej hojności niewiele straci. i w taki to sposób koło finansowe się zamknie. Wrocławski RZGW idąc za ciosem wcześniej rozpoczął prace modernizacyjne przy śluzie Mieszczańskiej. Górne stanowisko było już w naprawdę opłakanym stanie a stan techniczny cypla rozdzielającego Odrę Południową od górnego awanportu śluzy nie przysparzał miastu chluby. Na tej budowie początkowo miałem wątpliwą przyjemność oglądania "żywych obrazów" z filmu Barei "Nie lubię poniedziałku" w spektaklu wykonanym przez robotników zatrudnionych przy renowacji cypla.

Może ktoś powiedzieć że to nie moje zmartwienie - nieprawda, kunszt aktorski jest opłacany pośrednio z moich pieniędzy, czyli podatków które płacę i na takie przedstawienia nie godzę się. Wraz z nadejściem jesieni po miesiącu tempo robót wyraźnie nabrało przyspieszenia, być może było to spowodowane zapowiedzią rychłego nadejścia zimy i efekt przyspieszenia od razu stał się widoczny.

Prawdziwym pozytywnym przykładem wykorzystania potencjału rzeki do robienia biznesu jest wspomniany już na naszej stronie zakup małego stateczku przez pana Banasika "The Bluecity Qeen" Jego gabaryty są wręcz idealne do pływania po Kanale Gliwickim i Odrze w rejonie Koźla. Właściciele są na lokalnym rynku pionierami w prowadzeniu tego typu działalności i choć stateczek mały to radość z tego ogromna.

Kolejnym kozielskim akcentem choć na wrocławskim podwórku jest budowa i przeholunek do Wrocławia pontonu, lub jak kto woli części nośnej przyszłej restauracji na wodzie o nazwie "Barka Tumska".

Ponton wybudowała firma ATUT S.c. Przedsiębiorstwo Wielobranżowe Stocznia Januszkowice Aleksandra, Krzysztof Ptak. Przeholounek miał miejsce w dniach 19 - 20.08.2010 i zakończył się na Odrze Północnej przy nabrzeżu, a raczej przy palach dość nowatorskim i zarazem prostym sposobem cumowania. Sam pomysł budowy restauracji na wodzie we Wrocławiu jest ze wszech miar godny poparcia. W założeniach restauracja ma mieć trzy pokłady, górny, letni na około 60 osób. Środkowy pokład ma być zabudowany i domyślam się że z pełną klimatyzacją, natomiast dolny, z poziomu pontonu będzie spełniał rolę pubu. Na wizualizacjach prezentuje się całkiem nieźle, ale jak to zwykle bywa nie ma róży bez kolców i w tym przypadku mam kilka wątpliwości.

Po pierwsze - jego usytuowanie. Jest to jedna z najbardziej nietrafionych lokalizacja tego obiektu pływającego. Swoimi gabarytami przytłacza widok Odry Południowej zajmując zarazem co najmniej jedną trzecią szerokości szlaku żeglownego utrudniając w tan sposób wjazd do upustu powodziowego, przez który jest wytyczony szlak żeglowny dla przepływających stateczków i całej, coraz liczniejszej flotylli jachtów i łódek. Gdyby przez ten odcinek Odry nie przebiegał szlak żeglowny to pal to licho, ale skoro po tylu latach w końcu można się delektować widokami starego miasta od strony wody to po cóż utrudniać swobodne korzystanie z możliwości uprawiania żeglugi.

Samo wejście w upust powodziowy wymaga przy zwiększonych przepływach nie lada umiejętności od jednostek przepływających to zupełnie nie wyobrażam sobie realizację pomysłu aby od strony wody restauracja spełniała rolę przystani i jak deklaruje właściciel również "mariny".

Tu wspomnę że słowo marina jest coraz częściej niefortunnym nazewnictwem nagminnie dziś nadużywanym. W świecie prawdziwych żeglarzy mariny wyposażone być powinny w pomosty stałe (betonowe, drewniane, metalowe) umożliwiające bezpieczne dobijanie jednostek, powinny posiadać też stacje paliwowe, dźwig, slip oraz urządzenia sanitarne. W bliskim obszarze mariny znajdować powinny się również: kempingi, ośrodeki wypoczynkowo-rekreacyjny, klub żeglarski itp. Dobrze wyposażone Mariny posiadają (korzystanie w większości odpłatne): sanitariaty (WC, prysznice itp.),dostęp do wody pitnej, podłączenie do energii elektrycznej, pompy do opróżniania zbiorników ze ściekami, urządzenia portowo-remontowe typu dźwig, slip itp, punkt informacji (pogoda, mapy itp.), zaplecze gastronomiczne, sklep żeglarski.

Na naszych rzecznych szlakach niewiele obiektów zwanych szumnie Marinami spełnia powyższe kryteria. Jest jeszcze jeden negatywny aspekt lokalizacji Barki Tumskiej w bezpośrednim sąsiedztwie lądowej restauracji. Typowy model wrocławski - Rynek i reszta miasta. (w tym przypadku mam na myśli przybytki kulinarnych i nie tylko rozkoszy) Hotel Tumski z restauracją i Barka Tumska tuż przy Hotelu Tumskim.

A tymczasem ze świecą szukać choćby najmniejszej restauracyjki czy też kafejki wzdłuż najbardziej reprezentacyjnych bulwarów i spacerniaków nadodrzańskich począwszy od hali Targowej poprzez bulwar Xsawerego Dunikowskiego, Wzgórze Polskie, Zatokę Gondol, most Pokoju, most Grunwaldzki, Wybrzeże J. Słowackiego, Wybrzeże Wyspiańskiego, i dalej wzdłuż prawego brzegu Górnej Odry Wrocławskiej w kierunku Katedry. Powszechnym widokiem jest tłum spacerujących tubylców i przyjezdnych obarczonych torbami z jadłem i napitkiem po drodze konsumujących i pozostawiających bardzo widoczne oznaki swej bytności w postaci setek butelek o tacek porozrzucanych gdzie popadnie, a najczęściej tuż przy brzegach rzeki.

Tym to właśnie niechlubnym zwyczajem, czy tez nową modą zajmę się oddzielnie, a póki co obrzydzenie bierze patrząc na sterty walających się opakowań i butelek, a jest to ewidentny skutek omijania przez wrocławską gastronomię nadodrzańskich szlaków spacerowych. Wracając do Barki Tumskiej to jej nie bardzo trafioną lokalizację z pewnością osłodzi świetna kuchnia i miła obsługa jaka jest do tej pory w hotelowej restauracji.

Nieopodal Hotelu Tumskiego również zaczyna się coś dziać nad brzegiem Odry. Całkowita modernizacja fragmentu nabrzeża zwiastuje niechybnie nową inwestycję budowlana. Wszystko na to wskazuje, że ruszy wreszcie długo oczekiwany remont a raczej przebudowa popadającego w ruinę zabytkowego Młynu Maria. Ma powstać tu kompleks hotelowo gastronomiczny z zachowaniem walorów architektonicznych starego młyna. Wątpię, aby inwestycja była gotowa przed Euro 2012 ale ważne jest że zostanie uratowana XXII wieczna budowla nierozłącznie związana z rzeką jaką jest młyn wodny.

Idąc dalej szlakiem nadodrzańskiej gastronomii trudno nie zauważyć nowej pijalni piwa wysuniętej nad Odrę przy Wyspie Słodowej. To coś nazywając scywilizowanym skrawkiem Wyspy Słodowej przeznaczonym do raczenia się młodzieży chmielowym napitkiem nie jest niczym innym tylko kolejną budką z piwem. Różni ją od tych starych prześmiewanych budek z piwem, że tamte miały swój klimat a ta jest taka jakaś bez wyrazu. Jedną natomiast mają wspólna cechę choć skrajnie przeciwną. Dawniej w budkach serwowano piwo które bez względu na temperaturę otoczenia było zawsze letnie, natomiast teraz jest przeraźliwie przechłodzone.

Tawerna kapitańska w Ścinawie Polskiej to kolejny przykład związku Odry ze zwyczajem biesiadnym. W miejscu, gdzie dziś mieszkają p. Strażyńscy była kiedyś "Gospoda Ludowa", a początek lub koniec górnego kanału śluzy Oława słynny był w łodziarce z tego, że każdy szanujący się kapitan zestawu pchanego wysyłał na zeskoku lub prowizorycznego trapu w postaci deski marynarza lub asystenta z wiaderkiem lub pełnowymiarową konwią po piwo. A knajpa była specyficzna, pełna zapachu skwaśniałego piwa i przepoconych gumofilców. Pamiętam to do dziś.

A teraz - bardzo okazale rozbudowana część biesiadna przepełniona różnorakiej maści żeglugowymi gadżetami, nawet trochę przytłaczająca jest ilość oryginalnych, a nie podróbek części wyposażenia śródlądowych barek holowników, pchaczy. Aż wierzyć się nie chce, ileż można w jednym miejscu zgromadzić łodziarskich eksponatów. Na podwórzu remontowany jest stary stateczek sprowadzony z Berlina z przeznaczeniem na powiększenie flotylli pływadeł właściciela tawerny. Naprawdę urocze miejsce i mili właściciele. Jedyne godne miejsce na zorganizowanie wiosennego spędu entuzjastów i sympatyków żeglugi śródlądowej. Polecam to miejsce.

Pora zakończyć rozprawę z pogranicza estetyki i zwyczajów nadodrzańskiej gastronomii i pochwalić się przed Viadrusem że powoli zaczęto przełamywać stereotypy o nieżeglownej Odrze swobodniepłynącej.Otóż dotarło do Wrocławia już kilka transportów wyrobów stalowych z huty w Hennigsdorfie wykorzystując "O tempora, o mores!" okresy tegorocznej opadających stanów wody. Szczególnie podkreślam opadających stanów wody gdyż tylko taki stan wody odzwierciedla w miarę dogodne tegoroczne warunki do uprawiania żeglugi.

Nie chcę wskazywać spedytora, który pomimo wmawiania mu, że to się nie uda, że Odra jest nieżeglowna, że statki nie dojadą do Wrocławia udowodnił że jednak można. Szkoda, że nie udało się nagłośnić tego "wyczynu" przez media jako lekcji poglądowej dla młodzieży szkolnej. Temat żeglugi śródlądowej jako formy ekologicznego transportu był podany jak na patelni. Jedna barka pchana i dwóch członków załogi pchacza przewiozło ładunek na przemieszczenie którego trzeba by było zatrudnić 20 zestawów samochodowych. Naprawdę wielka szkoda.

Również nadmienić muszę Viadrusowi o kilku innych transportach ładunków specjalnych, w większości przeholunkach kadłubów z nowej budowy na eksport. Niby nic takiego, ale tegoroczne niespotykane dotąd długie okresy wysokich stanów wody skutecznie komplikowały ten typ przewozów ze względu na niewystarczające prześwity pod mostami.

I na koniec nie wypada nie wspomnieć o największej, przepraszam - najwyższej inwestycji we Wrocławiu związanej z Odrą, czyli moście obwodnicy autostradowej nad śluzą Rędzin. Pnie się w górę w oczach. Pozostaje tylko sobie życzyć aby wszystkie inne odrzańskie inwestycje były prowadzone z takim rozmachem i w takim tempie.

Jak o mostach mowa, to należy również wspomnieć o dwóch odrzańskich staruszkach. Pierwszym jest jeden z najpiękniejszych mostów odrzańskich, czyli wrocławski most Grunwaldzki. Stuknęło 10.10.2010 staruszkowi już 100 lat. Zbudowany w latach 1908 - 1910 przez firmę Beuchelt & Co. z Zielonej Góry początkowo nazywany był mostem Cesarskim (Kaiserbrücke) a od roku 1918 w okresie Republiki Weimarskiej - mostem Wolności (Freiheitsbrücke). Z chilą powstania III Rzeszy ponownie przywrócono nazwę Cesarski i od 1947 roku nosi nazwę Grunwaldzki.

W porównaniu z fetą otwarcia mostu jego stuletnie urodziny zorganizowane przez Wrocławian były na żenująco niskim poziomie i jedynie wieczorny pokaz ogni sztucznych jako tako podniósł rangę święta jubilata.

Kolejnym mostem, o którym nie wypada nie wspomnieć to znany wszystkim "odrzańskim" jest podnoszony most drogowy oddzielający kanał stoczniowy od portu w Nowej Soli. Wybudowany w 1927 również przez firmę Beuchelt & Co. z Zielonej Góry doczekał się w końcu kapitalnego remontu z prawdziwego zdarzenia.

Niechlubne poprzednie remonty były przyczyną wielu kłopotów z prawidłowym jego funkcjonowaniem i spełnianiem funkcji mostu podnoszonego. Z mostem tym przez wiele lat nierozerwalnie był związany nasz kolega, dziś już stateczny emeryt Zdzisio Maj, który na każde zawołanie gdy zachodziła potrzeba przepłynięcia pod mostem zjawiał się przy mechanizmie do podnoszenia i umożliwiał przejazd statkom pod poniesionym fragmentem jezdni.

Nawet dziś, gdy od wielu lat już most nie był podnoszony został poproszony przez szefa firmy remontowej o ratunek, gdy na skutek zupełnej ignorancji w zapoznaniu się z konstrukcją mechanizmu podnoszenia mostu niespodziewanie część jezdni stanęła pionowo na oczach zaskoczonych robotników zrywających stara nawierzchnię bitumiczną. Na szczęście nikomu się nic nie stało, a Zdzich znany z umiejętności udzielania poważnych reprymend dał w tym pokaz swych zdolności krasomówczych.



Podsumowując obraz odrzańskich przemian gołym okiem już widać jak w świetle faktów wszelkie zmiany zachodzące na Odrze zwiastują nadejście rychłego końca służebnej roli rzeki jako typowej drogi transportowej a obecne zmiany jej charakteru prowadzą do modelu rzeki jako landszaftowego dodatku do piwa i kotleta. I cóż ty na to Viadrusie?

Janusz Fąfara


Udostępnij:

Apis 16.10.2010 5030 wyświetleń 3 komentarzy 0 ocena Drukuj



3 komentarzy


  • Apis
    Apis
    Viadrus najadł się kruszywka pod Malczycami, popił piwkiem na Wyspie Słodowej, rzucił okiem na paskudę (BarkaTumska) i popłynął pod prąd do Ścinawy Polskiej na wędzoną rybkę. Poklepał po plecach łodziarzy, którzy "mimo wszystko".... i zapewne obmysla jakim psikusem uraczyć Wrocław w przyszłym roku.
    - 16.10.2010 14:57
    • K
      kaczor_g
      czy restauracja pontonowa jest formalnie statkiem/obiektem pływającym ( w rozumieniu Ustawy o żegludze śródlądowej) ? Nie widziałem na niej żadnych numerów.

      Z pewnością nie jest budowlą ( bo ta zgodnie z prawem budowlanym ) musi być trwale związana fundamentem z podłożem.

      Dziwi mnie, że wydano zgodę na taką lokalizację postojowiska tego czegoś (RZGW ? UŻŚ?) Może nie wydawano żadnej zgody i to sobie stoi jak mówi młodzież "na Jana" (nie ubliżając Janom)?
      Lokalizacja ewidentnie pogorszy żeglugę w tym miejscu.

      Jak będą realizowane przeglądy i konserwacje kadłuba? Rozbiorą całość? Spuszczą wodę z Odry? Oględziny nurków (spawanie i malowanie podwodne)?
      Jak wygląda kwestia stateczności całego zestawu? Dalby było nie było są "fundamentem" tego czegoś. Fundamenty palowe poddawane są próbnym obciążeniom (zawsze kilka jest wykonywanych wyłącznie po to żeby zrobić badania) po to żeby potwierdzić założenia obliczeniowe, ponieważ nie wszystko jest się w stanie przewidzieć.
      Tych kilka pokładów obciążone tłumem ludzi da niezły moment. Nie wiem co zakładał projektant, ale nie wydaje mi się żeby sprawdzona była stateczność całości w przypadku szampańskiej zabawy na pokładach, z obciążeniem tłumem gapiów 200kg/m2 x 1.3 na wszystkich trzech pokładach (bez "przytrzymania" się tego obiektu dalb), to jednak obiekt pływający i trzeba taką ewentualność wziąć pod uwagę lub założyć awarię "cumowania" pod pełnym obciążeniem. Jak było w tym przypadku? Oby nie doszło do tragedii...

      Ktoś coś wie?
      W przypadku zarządcy drogi wodnej do lania wody dochodzi umiejętność sypania żwiru pod dna odrzańskich statków. Ależ to kuriozalne.
      - 18.10.2010 09:47
      • Szafranek
        Szafranek
        A hoj kaczor_g mówiąc po góralsku," to co sik mi się widzi ceprze,że wy chcecie w mordę dostać".Natomiast co do pytań jakie zadajesz, to potraktuj je jako retoryczne,bo u nas przepisy się interpretuje a nie przestrzega,a jak trzeba to się je nagina,a to już jest nie bezpieczne i tak jak piszesz,oby nie doszło do tragedii,bo winowatego nie będzie.
        Ps.
        To pierwsze zdanie potraktuj jako głupią zaczepkę.
        Pozdrawiam z pełnym szacunkiem Szafranek.
        - 10.02.2012 17:11

        Dodaj lub popraw komentarz

        Zaloguj się, aby napisać komentarz.

        Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
        Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
        Niesamowite! (0)0 %
        Bardzo dobre (0)0 %
        Dobre (0)0 %
        Średnie (0)0 %
        Słabe (0)0 %
        Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
        Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies