Odrzańska fanaberia
Wielka woda powoli opada, wraz z nią opadają emocje, pozostają na polu bitwy ofiary. Opadająca woda odsłania co chwilę przerażający krajobraz. Żywioł niszczył wszystko co napotkał na swojej drodze. Dla tysięcy mieszkańców zalanych miejscowości najbardziej dotkliwe jest to, co stało się z ich domami. W wielu przypadkach ich domy nie nadają się do zamieszkania, pozostało błoto, brud, pozrywany asfalt, połamane bariery, latarnie, - krajobraz przerażający i niewyobrażalny, nad którym pobrzmiewa złowrogo cisza.
W miarę upływu czasu ucichły dramatyczne w swej wymowie relacje mediów z zalewanych wielką woda terenów. Dziennikarze prześcigali się w "udramatycznianiu" relacji z terenów dotkniętych kataklizmem. Żenująco wyglądał dziennikarz ze znanej prywatnej stacji telewizyjnej stojący po kolana w wodzie w otoczeniu dwóch wozów straży pożarnej w półmetrowej odległości od granicy suchego terenu.
Czyż do diabła dzisiejsze media nie widzą granic, jakich nie można przekraczać epatując cierpieniem, tragedią, szokiem i masakrą. Czy dziennikarze nie znają żadnych granic przyzwoitości? Czy musi się samo nasuwać stwierdzenie o was jak o dziennikarskich hienach? Dlaczego uderzacie w wiadomościach łzami ludzi, po co samemu zadajecie pytania, które te łzy wywołają. Co to ma wspólnego z rzetelnością dziennikarską? Chyba o wiele więcej z pogonią za newsem w stylu brukowego pisma. Im więcej tragedii, krwi i płaczu tym liczą na większą oglądalność. Wielki wstyd i wielka konsternacja.
Po tych gorzkich słowach chciałbym uchylić nieco faktów historycznych związanych z powodziami w regionie nadodrzańskim nie wszystkim znanych.
Nasz kraj wielokrotnie nawiedzały wielkie powodzie. One były i będą, i nie ma sposobu, żeby im zapobiec. Będzie ich coraz więcej, bo klimat się zmienia i to jest jedna z konsekwencji. Pewne jest jedno, że zwalczać klimatu nie można, trzeba się do niego przystosować, a z tym bywa różnie.
Powodzie na Odrze, a szczególnie te które zaliczają się do powodzi wielkich rozmiarów, mają określone źródła powstania. Niezależnie od ogólnych spostrzeżeń, każda z nich ma swoje indywidualne cechy. Ocena powodzi historycznych wykazała, że zazwyczaj największe wezbrania występują przeważnie w miesiącach letnich, ze szczególnym nasileniem w lipcu i sierpniu. Wezbrania te są skutkiem występowania rozległych i intensywnych opadów deszczu trwających najmniej 2-3 dni. Źródłem powstawania powodzi odrzańskich jest obszar górnej Odry a współdziałanie spływu wód z tego terenu z innymi odpływami decyduje o rozmiarach powodzi. Zapoczątkowanie w XIX wieku stałe obserwacje stanów wody, pozwoliły na zebranie dokładniejszych informacji o rozmiarach powodzi na Odrze i jej dopływach. Powodzie, które były skutkiem wezbrań na górnej Odrze, Nysie Kłodzkiej, Bobrze i Nysie Łużyckiej, występowały w latach 1813-1855.
Największa XIX wieczna powódź w środkowej Europie i na Odrze była w 1813 roku. Następne wielkie powodzie wystąpiły w latach 1854 i 1855, o najwyższym stanie wody od Wrocławia do Słubic. Spowodowały one liczne przerwania wałów i znaczne wylewy. Duże wezbrania na Odrze wystąpiły także w 1888 i 1889 roku.
W XX wieku duże powodzie letnie wystąpiły w 1903, 1926, 1977 i 1985 oraz w maju 1940 roku, roztopowe w marcu 1909 i 1922 oraz w lutym 1946 roku, a w okresie jesiennym w październiku 1910 i 1915 oraz w listopadzie 1930 roku. Do czasu wystąpienia największej katastrofalnej powodzi na Odrze w lipcu 1997 roku, za największy kataklizm uważano powódź z lipca 1903 roku, która tylko w niewielkim stopniu, w środkowym i dolnym odcinku Odry, była niższa od powodzi z roku 1854.
Analiza informacji podawanych w różnych zapisach wykazuje, że w latach 1813-1855 występowały powodzie, które były głównie następstwem wezbrań na górnej Odrze, Nysie Kłodzkiej oraz Bobrze i Nysie Łużyckiej. W latach 1856-1879 większe powodzie letnie na Odrze nie wystąpiły. W tym 25-leciu wezbrania nie były następstwem opadów występujących równocześnie, lecz z osobna na górnej Odrze i jej ważniejszych dopływach. Godnym uwagi jest fakt, że Nysę Kłodzką, podobnie jak i dorzecze Bobru, nawiedziły czterokrotnie intensywne opady, które wywołały lokalne, bardzo groźne powodzie.
Najbardziej wartościowe informacje pochodzą z początku XIX wieku, kiedy rozpoczęto systematyczne obserwacje meteorologiczne, a także obserwacje poziomu wód w rzekach. Według dostępnych materiałów, wielkie powodzie na Odrze i jej dopływach występowały stosunkowo często, m.in. w roku 1813, 1829, 1854, 1880, 1902, 1903, a także 1958, 1965, 1970, 1972, 1977, 1981 oraz 1985. Powódź z 1997 roku na Odrze i niektórych dopływach, swoimi rozmiarami przekroczyła wszystkie dotychczasowe.
Jak z tego wynika powodzi nie da się całkowicie uniknąć, można jedynie łagodzić ich skutki. Pierwsze budowle ochronne - wały budowano na Odrze od XIII w. i przebudowywano. przez kilka stuleci. Po powodzi 1897 r. uchwalono specjalne ustawy w roku 1899 i 1900 o środkach dla usunięcia niebezpieczeństwa powodzi w prowincji śląskiej.
Dopiero po katastrofalnej powodzi 1903 r., gdy została zatopiona ponad połowa obszaru miejskiego Wrocławia i cała dolina w górę od miasta, uchwalono ustawę "odrzańską" 1905 r., w której przyjęto szeroki program regulacji rzeki i budowy obiektów ochrony przeciwpowodziowej. Według tego programu wykonano skomplikowany Węzeł Wodny Wrocławia, którego główne elementy to kanał przeciwpowodziowy, tzw. kanał ulgi z jazem wpustowym, kilka odnóg koryta Odry, trzy poldery, przerzut wody do koryta Widawy i budowle sterujące dopływem na poldery. System ten miał zapewnić bezpieczne przejście przez miasto kulminacji fali powodziowej.
Kanał Odpływowy tzw. Przewał Widawski - to kanał we Wrocławiu, stanowiący element zabezpieczenia przeciwpowodziowego miasta. Zlokalizowany jest we wschodniej części Wrocławia, pomiędzy osiedlami Strachocin i Swojczyce.
Wybudowany został w celu umożliwienia przerzutu części wód wezbraniowych na rzece Odra, do rzeki Widawy i tym samym przeprowadzenia ich poza centrum miasta. Jego długość wynosi ok. 2, 5 km. Stanowi on uzupełnienie węzła wodnego Bartoszowice-Opatowice, który umożliwia sterowanie przepływem wód przez Wrocławski Węzeł Wodny. Możliwości kanału w czasie powodzi w 1997 r. były zdecydowanie nie wystarczające i wynosiły do 150 m3/s. Planowana jest modernizacja tego elementu ochrony przeciwpowodziowej Wrocławia, poprzez inwestycję polegającą na jego przebudowie, aby istniała możliwość przerzucenia 320 m3/s wody wezbraniowej z Odry do Widawy, co stanowić ma około 10% ilości wód powodziowych, którą ma mieć możliwość przeprowadzić cały Wrocławski Węzeł Wodny. Odpowiedzialny za modernizację obwałowań na terenie Wrocławia i za budowę przerzutu do rzeki Widawy miał być Dolnośląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych we Wrocławiu oraz Pełnomocnik Rządu ds. Programu dla Odry 2006.W początkowym biegu kanału znajduje się "jaz” wlotowy, sterujący przepływem w kanale w dalszej części kanał ten łączy się ze strugą Piskorna.
Jak wyglądał Przewał Widawski w czasie, gdy majowe wody wezbraniowe już zagrażały miastu Racibórz, przekonałem się podczas rekonesansu na Węźle Bartoszowickim .Ewidentnie był przygotowany do powstrzymania wody wezbraniowej i niedopuszczenie do spełnienia jego funkcji kanału przerzutowego z Odry do Widawy o czym świadczyły założone zastawki na przepuście, dodatkowo zabezpieczone folią od strony napływu wody z Odry. Widok ten dobitnie świadczył, że przewał był przygotowany do zabezpieczenia osiedla domów jednorodzinnych usytuowanego tuż przy wale przepustu. Ogólne przekonanie że w dzisiejszym świecie zdrowy rozsądek jest rzadkością w tym przypadku nie sprawdziło się, i w konsekwencji kanał przerzutowy spełnił swoje zadanie dla którego został zbudowany.
Wały to osobny temat bezmyślnej dewastacji przypuszczalnie przez samych mieszkańców wspomnianego osiedla. Widok ich to pomnik ludzkiej głupoty i bezmyślności.
Ogólnie temat wałów przeciwpowodziowych to temat rzeka sam w sobie.
Państwa nigdy nie było stać na zapewnienie niezbędnych środków finansowych na rozwój infrastruktury gospodarczej i administracyjnej, dlatego chętnie korzystano z tych wzorów, które sprawdziły się w przeszłości, a ich działalność była już usystematyzowana. Tak było ze związkami wałowymi organizującymi budowle przeciwpowodziowe. Kiedy powstała nowa ustawa wałowa w 1848 roku, organizacje te zaczęły rozwijać się bardzo intensywnie i przetrwały aż do końca II wojny światowej. Budowanie wałów to pierwsza forma działań przeciwpowodziowych jakie zaczęto stosować w walce z żywiołem na terenie Nadodrza. Jednak początkowe, chaotyczne wznoszone indywidualnie budowle, nie przynosiły spodziewanych rezultatów. Powstawania związków wałowych nie zapoczątkowano w dziewiętnastym stuleciu, wtedy jedynie powstawało ich najwięcej i działały najaktywniej.
Żeby uregulować problem zabudowy wałów już trzy wieki wcześniej w roku 1591 elektor Johann Georg powołał pierwszą komisję wałową, która choć nie spełniła pokładanej w niej nadziei, może być uznana dziś za praprzodka związku wałowego. Pierwsza udana próba to powołanie ordynacji wałowej dla 50 km wałów na odcinku Czelin - Lubusz, zwanym Łęgi Odrzańskie w roku 1717. W XVIII wieku właściciele terenów nadrzecznych nagminnie łamią przepisy zakazujące samowolnej rozbudowy wałów - nie pomagają kary w tym względzie wynikające z rozporządzenia z 24 września 1793 r. Powstających związków wałowych w tym okresie jest jeszcze niewiele. Przykładem jest utworzony 23 stycznia 1769 r. w Brandenburgii dla Niziny Odry Krośnieński Związek Wałowy. Intensywna rozbudowa wałów przeciwpowodziowych dopiero zaczęła się rozwijać od 1849 r. po wydaniu nowej ustawy wałowej z 1848 r. W roku 1859 było już 17 związków wałowych, z obszarem chronionym 340.152 morgów.
Związki te zmodernizowały w ciągu dziesięciolecia wały i zastąpiły stare, nieprawidłowo założone nowymi. Niewątpliwie w połowie dziewiętnastego wieku nastąpił wielki przełom związany z powstawaniem tych organizacji, którego przyczyną - jak się wydaje było m. in. odpowiednie ustawodawstwo w tej sprawie:
Obejmowały one (związki wałowe) swym zasięgiem obszary po obu stronach rzeki. Do końca XIX w. wybudowano przeszło 85 % zaplanowanych na Śląsku wałów. Obwałowanych było już 2.356 km Nadodrza z 2.600 km przewidzianych do obwałowania. Co stanowiło 64 % terenu zalewowego w tym czasie. Wedle danych na rok 1896 różnego typu wałów było 161. W znaczącej części były to: wały związkowe - 60, gminne - 35, innego typu - 10 (miejskie, państwowe, itp. W sytuacjach szczególnych (można powiedzieć kryzysowych) zarząd wałami przejmowały rejencje we Wrocławiu, Legnicy i Frankfurcie, gdzie administrowały wszystkimi typami umocnień, bez względu na ich prawa własności. Działania takie miały miejsce w czasie powodzi oraz spływu lodów i dotyczyły: ochrony wałów, promów, mostów, śluz, urządzeń odwadniających czy spiętrzających. Kwestie kompetencyjności władz pod kątem ochrony przeciwpowodziowej zostały zwiększone na podstawie zarządzenia z 22 czerwca 1889 r. Choć związki wałowe najintensywniej zaczęły powstawać w połowie XIX wieku to głównie dotyczyło to terenów górnej i środkowej Odry, gdzie rzeka była najgroźniejsza, a powodzie najbardziej gwałtowne. Brak tradycji budowania wałów na terenach dolnej Odry do XVIII wieku mógł wpływać na początkowo słabsze rozwinięcie organizacji związków wałowych, które zaczęły powstawać dopiero w XX stuleciu. W tym czasie 11 kwietnia 1905 r. zarejestrowano także pierwszy związek wałowy na Pomorzu, gdzie z pewnością klęski powodzi nie były tak częstym i dolegliwym zjawiskiem jak w rejonie Środkowego Nadodrza.
Przełom XIX i XX wieku to czas wielkich i dotkliwych powodzi. Z końcem lipca 1897 r. nastąpiła klęska w dorzeczu Nysy Łużyckiej, jedna z największych na Dolnym Śląsku, która objęła również tereny górskie. Po tym wydarzeniu zainicjowano ustawy: z 16 września 1899 r. o środkach ochronnych w górnym dorzeczu lewobrzeżnych dopływów Odry, z 3 lipca 1900 r. o środkach dla usunięcia niebezpieczeństw powodzi w prowincji śląskiej, które to akty prawne nie były jednak w stanie zapobiec katastrofalnej powodzi w 1903 r.
Trzecim aktem prawnym, mającym w założeniu definitywnie zmienić dotychczasowy system ochrony przeciwpowodziowej była ustawa: z 12 sierpnia 1905 r. o środkach mających na celu uregulowanie stosunków wielkich wód, obwałowań i odpływu na górnej i środkowej Odrze. Pierwsza z wymienionych ustaw zajmowała się obowiązkami i działaniami ochronnymi, szczególnie w obliczu wielkich wód. Natomiast dwie pozostałe to akty prawne traktujące inwestycje przeciwpowodziowe w sposób długoterminowy.
Ustawa z 1905 r. zakładała wybudowanie szeregu zbiorników przelewowych w górnym odcinku Odry, które byłyby w stanie zatrzymać łącznie 140 milionów m3 wody. Największym z projektowanych zbiorników była żuława przelewowa Bystrzyca Oławska - Jelcz, magazynująca 59 % pojemności wszystkich zbiorników. Wcześniej ustawa z 1900 r. przewidywała uruchomienie 18 zbiorników o pojemności 112 milionów m3, z których większe oprócz łagodzenia fal powodziowych służyłyby do pozyskiwania energii w hydroelektrowniach.
Te ambitne przedsięwzięcia wymagały dużych nakładów finansowych, które starano się realizować także ze środków pozabudżetowych. Inwestycje odrzańskie były finansowane przede wszystkim przez państwo, które na ten cel rozpisywało pożyczki. Jednak nie bez znaczenia dla ich realizacji były środki przeznaczone przez prowincje oraz inne organizacje, np. związki wałowe czy kręgi gospodarcze. Związki wałowe w takiej formie istniały na obszarze Nadodrza do 1945 r., gdzie szczególnie pod koniec prowadziły coraz to bardziej wielopłaszczyznową działalność. Zawsze jednak celem podstawowym ich funkcjonowania była budowa wałów i podział obciążeń finansowych z tym związanych. Po drugiej wojnie światowej ich rolę przejęło państwo.
Obecnie ochrona przed powodzią jest zadaniem organów administracji rządowej i samorządowej, jednak planowanie i nadzór nad realizacją zadań związanych z utrzymywaniem urządzeń wodnych, do jakich w rozumieniu ustawy zaliczane są wały przeciwpowodziowe, sprawuje Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, w imieniu którego działania te prowadzą dyrektorzy regionalnych zarządów. Termin związków wałowych istniał również w PRL, lecz utożsamiano go raczej ze spółkami wodnymi, co wyraźnie ujęte było w niektórych aktach prawnych. Współcześnie związki wałowe doczekały się obok spółek wodnych własnej definicji są formami organizacyjnymi, które nie mają na celu wypracowanie zysku, a jedynie zaspokajanie potrzeb w dziedzinie gospodarowania wodami. Celem zaś tworzenia związków wałowych (tak jak przed wiekami) pozostaje wykonywanie i utrzymywanie wałów przeciwpowodziowych wraz z urządzeniami wodnymi stanowiącymi ich wyposażenie.
Jak wyglądało to w latach 60 - 70 tych ? Do dziś pamiętam liczne stada baranów wypasanych na zboczach i koronie wałów. Pamiętam dobrze charakterystyczną postać pasterza w długim płaszczu, wysokim, rumcajsowskim kapeluszu i wielkiej płóciennej torbie przewieszonej przez ramię. Bardzo prosta, wykorzystująca mądrość ludową metoda ubijania i wykaszania wałów nadrzecznych. Barany jak to barany, zawsze w stadzie, zawsze skubiące trawę centymetr po centymetrze, ich raciczki pracowicie ubijały wierzchnią warstwę wałów. A dęby? Nie bez przyczyny Niemcy obsadzali korony wałów dębami. Również prosta, ludowa mądrość. Wszak dąb swym systemem korzeniowym jak nikt inny scala koronę wału z podłożem, wszak dąb potrzebuje dużej ilości wilgoci i stąd naturalna metoda osuszania wałów. A dziś - stada baranów zaginęły bezpowrotnie z nadrzecznych krajobrazów a dęby zaś pod byle pretekstem nagminnie i bezlitośnie się wycina.
Na koniec chciałbym zwrócić szczególna uwagę na problem koordynacji działań przeciwpowodziowych. Uważam, że w czasie akcji przeciwpowodziowej podczas pierwszego, majowego wezbrania zabrakło ze strony rządu "koordynacji i spójności działań". W takich przypadkach powinien być tylko jeden ośrodek decyzyjny koordynujący działania na obszarze całego kraju.
Do dziś obowiązuje ustawa o zarządzaniu kryzysowym wymyślona właśnie dla takich m.in. sytuacji, jaka była podczas tegorocznej powodzi. W obecnej kadencji została znowelizowana. Otóż ustawa powołuje Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, które w trybie sztabowym przygotowuje procedury i plany na taką sytuację jaka wydarzyła się w maju.
Te procedury i plany są, urzędnicy i funkcjonariusze oddelegowani do RCB solidnie przez ostatnie lata pracowali. Ale RCB samo nie może tych procedur i planów uruchomić. Temu celowi służy Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego w składzie: premier, szef MSWiA, szef MON, szef MSZ oraz "dopraszani" na prawach członków zespołu właściwi ze względu na rodzaj kryzysu ministrowie lub ich zastępcy.
Do zadań Zespołu należy:
Po pierwsze: przygotowywanie propozycji użycia sił i środków niezbędnych do opanowania sytuacji kryzysowych;
Po drugie: doradzanie w zakresie koordynacji działań organów administracji rządowej, instytucji państwowych i służb w sytuacjach kryzysowych. Jak z tego wynika Państwo polskie ma potężne narzędzie do radzenia sobie z takimi kryzysami ( płacimy za nie sporo jako podatnicy i warto), ale to narzędzie leży na półce, bo premier i szef MSWiA zaciekle walczyli z powodzią ale za to przed telewizyjnymi kamerami.
Patrząc na sytuację hydrologiczną z lipca 1997 r. i maja 2010 r. wyraźnie widać różnicę w dramaturgii przyboru wody. W roku 1997 nie było żadnych szans na spokojne przygotowanie się na przyjęcie wielkiej wody. Trzy doby, które minęły od wyraźnego sygnału o nadejściu tak wielkiej wody o jakiej nikomu się nie śniło to zbyt mało jak na polskie warunki do przyjęcia wyzwania kataklizmowi.
Na domiar złego RZGW wrocławskie przyczyniło się do spotęgowania skutków powodzi 1997 spuszczając na łeb, na szyję wodę ze zbiornika nyskiego. A jeszcze na przełomie czerwca i lipca nasz "firmowy główny nawigator" słał pisma do szefostwa RZDW z prośbami o zrzucenie wody ze zbiornika nyskiego i zrobieniu sztucznej fali na Odrze od Brzegu Dolnego do Nowej Soli, aby statki stojące na mieliznach mogły bezpiecznie dojść do najbliższych portów, był to bowiem okres bardzo małych stanów wody na Odrze i nic nie zapowiadało na rychłe nadejście kataklizmu. Odpowiedź była odmowna, tłumaczono się tym, że obniżenie lustra wody na zbiorniku odsłoni warstwę namułów, co z kolei spowoduje nagły wzrost populacji komarów i liczne z tego powodu protesty wczasowiczów i posiadaczy domków letniskowych usytuowanych nad zbiornikiem.
Jakże żałuję, że nie zachował się ten dokument, który wyraźnie wskazywał komu służył w okresie letnim zbiornik retencyjny i jak jest traktowane zapotrzebowanie na wodę dla potrzeb żeglugi. Być może to, tak potrzebne wcześniejsze opróżnienie zbiornika nie uchroniłoby, ale na pewno zmniejszyło skutki dla Wrocławia nałożenia się fal z Nysy i Odry. O tym precedensie zupełnie się nie mówiło, a jedynym dowodem są zapiski w Dzienniku Dyspozytora z tamtego okresu.
Tegoroczne, majowe wzrosty stanów wody przebiegały bardzo spokojnie, można było bez pośpiechu przygotować się na przyjęcie wielkiej wody. Można było, gdyby chciało się zaglądać na stronę czeskiego, wzorcowego moim zdaniem monitoringu hydrologicznego.
W tym czasie kiedy już drugi dzień opady na Morawach i Śląsku przekraczały 100 ml. na metr kw. w naszych mediach milczano na temat potencjalnego zagrożenia powodziowego w Polsce. W tym czasie, gdy Czesi ogłaszali drugi i trzeci stopień zagrożenia u nas zaczęto stopniowo wspominać o sytuacji w Czechach.
W czasie, gdy zalewane były Ostrawa i Bohumin dopiero zaczęto zauważać możliwość nadejścia fali wezbraniowej na tereny Polski stwierdzając zarazem, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi na odparcie wielkiej wody. Dopiero gdy wielka woda zaczęła zagrażać Raciborzowi i przedmieściom Koźla zaczęto mówić o ewentualnych podtopieniach, jak ognia unikając słowa zalanie lub słowa powódź. A jak było w rzeczywistości wszyscy wiedzą doskonale.
A dziś - wielka woda wpływa do Bałtyku, zostaje obnażona tragiczna rzeczywistość popowodziowa, a wiodący temat w mediach - czy ludzie z terenów powodziowych pójdą do wyborów prezydenckich i jak ich przekonać, bez względu czy mają dach nad głowa czy nie.
W ślad za wielką wodą i ja podążałem wzdłuż brzegów Odry. Nadrzędnym celem była chęć pokazania wezbranej rzeki jako monumentalnej przestrogi przed żywiołem i zarazem jej piękna. Jak ognia unikałem obrazowania tragedii ludzkiej, łez i bezradności wobec żywiołu.
Jedynym tragicznym w swej postaci jest obraz zniszczeń na śluzie Lipki który uwieczniłem, aby mieć wyobrażenie o potędze żywiołu. W związku z tym mam prośbę aby nie komentować tego fragmentu pokazu. Niech pozostanie niemym świadectwem niemocy ludzkiej nad potęgą natury.
Wiedzę do materiału czerpałem z publikacji:
Historisches vom Strom Die Oder - Hans Joachim Uhlemann
Monografia Odry - praca zbiorowa
Beiträge zur Geschichte der Oderchiffahrt - Kurt Kupsch
Historia ochrony przeciwpowodziowej Nadodrza - powodz.wroclaw.pl
Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Żadne komentarze nie zostały dodane.