O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Stocznie, czyli jak się pozbyć kłopotu

Zapewne nieprzypadkowo w okresie prezydenckiej kampanii wyborczej proPIS-owska "Rzczpospolita" opublikowała artykuł będący krytyką polityki rządzącej partii w sprawie polskich stoczni. Szkoda, że tak ważki problem został całkowicie sprowadzony li tylko do wyrażenia ślepej nienawiści do rządzącej ekipy. Zabrakło rzetelnej analizy polityki stoczniowej całego okresu Wolnej Polski. Stocznie na całym świecie przeżywały w ostatnich latach kryzys (polskie także za rządów PIS) i również wówczas nie zrobiono nic.

Niemcy mimo kryzysu nie rezygnują ze swego przemysłu, a kluczowe przedsiębiorstwa nie są przejmowane przez firmy z krajów ościennych – pisze filozof społeczny.

Jak doniosła 2 czerwca "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "dzięki państwowej pomocy praca w stoczniach Hegemanna w Stralsundzie i Wolgast postępuje naprzód". Otrzymają one 326 milionów kredytu z Nodrdeutsche Landesbank i państwowego banku KfW IPS. Kredyt jest gwarantowany przez rząd federalny i land Mecklemburgia-Pomorze Przednie.

Dyrektor tych stoczni Dieter Brammertz stwierdził, że: "dzięki tym kredytom osiągnęliśmy bezpieczeństwo finansowe na następne cztery lata. Stwarzają one nam możliwości sfinansowania istniejących i przyszłych zamówień". Stocznie zatrudniają 1800 pracowników. W tej chwili mają 19 zamówień. Jednak tylko nowe zamówienia pozwolą na utrzymanie zatrudnienia na dotychczasowym poziomie.

Niemcy ratują, co się da

Od czasu wybuchu kryzysu sześć stoczni niemieckich zgłosiło upadłość. Niepewna pozostaje przyszłość stoczni Nordic Yard w Wismarze i Rostocku. Znalazły one nabywcę z Rosji, który obiecywał, że utrzyma w nich produkcję statków, lecz nadal są w trudnej sytuacji, mimo że mają zlecenie na budowę specjalnego tankowca za cenę 100 milionów euro.

Rząd niemiecki jest jednak zdecydowany ratować przemysł stoczniowy. Jak stwierdził koordynator gospodarki morskiej Hans-Joachim Otto: "Nie chcemy zrezygnować z przemysłu stoczniowego w Niemczech. Jest on niezbędny ze względów strategicznych" ("FAZ", 12 maja 2010).

Mimo to przedstawiciele przemysłu stoczniowego narzekają, że nie mają równych szans ze stoczniami w Korei Południowej, które oferują niższe ceny dzięki pomocy państwa. Także Francja i Włochy wspierają swoje stocznie pełnymi gwarancjami dla kredytów oferowanych na lepszych warunkach, podczas gdy w Niemczech państwo udziela gwarancji tylko na 90 procent kredytów ("FAZ", 19 maja 2010).

Kontrola państwa

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że stoczniom niemieckim nie grozi konkurencja ze strony Polski. Polskie stocznie już nie istnieją. W ubiegłorocznym wywiadzie radiowym przeprowadzonym przez Janinę Paradowską dla TOK FM Donald Tusk za jeden z największych sukcesów swojego rządu uznał to, że już do nich nie dopłacamy. Inny polityk Platformy Obywatelskiej Rafał Grupiński przekonywał w innej audycji, że także w Niemczech całkowicie upadł przemysł stoczniowy, nie ma się więc co dziwić, że upadł w Polsce.

Obaj ci mężowie stanu byli zgodni, że chociaż nie udało się znaleźć ani jednego Katarczyka, by przejął za nas te kosztowne dopłaty, to dobrze się stało, że przemysł stoczniowy mamy definitywnie z głowy. Rząd pozbył się kłopotu. Niemal w tym sam czasie Thyssen-Krupp sprzedał z sukcesem część swoich stoczni w Hamburgu inwestorowi z krajów arabskich.

Przemysł stoczniowy wszędzie przeżywa trudności, więc nie wiadomo, jakie będą jego ostateczne losy w Niemczech. Jednak Niemcy mimo kryzysu się nie dezindustrializują, a kluczowe przedsiębiorstwa nie są przejmowane przez firmy z krajów ościennych. Wiele przedsiębiorstw pozostaje w ręku państwa. Jak wiadomo, niedawno postanowiono umieścić w statucie Volkswagena przypis gwarantujący kontrolę państwa nad tym koncernem, choć Komisja Europejska długo usiłowała ją ograniczyć.

Oczywiście, nie możemy wymagać od czołowych polityków partii rządzącej, żeby się orientowali, co się dzieje w świecie, a zwłaszcza w zaprzyjaźnionych Niemczech, i by nie opowiadali Polakom bajek, skoro przede wszystkim na bajaniu opiera się ich władza.

Na przykładzie stoczni ujawnia się filozofia rządzenia PO – świadoma lub nieświadoma, wynikająca z ignorancji, dezinformacja obywateli, rządzenie przez pozbywanie się kłopotów, delegowanie zadań, zrzucanie odpowiedzialności na innych: na rynek, na kryzys, na deszcz, na bobry, ślepa wiara w rynek i uległość wobec silnych i możnych tego świata. Tylko można zapytać, kiedy obóz rządzący dojdzie do wniosku, że się mu nie opłaca dopłacać do Polski. A może już się to stało?

Radek Pasterski
Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownikiem "Rzeczpospolitej"



Zapewne nieprzypadkowo w okresie kampanii wyborczej proPIS-owska "Rzczpospolita" opublikowała artykuł będący krytyką polityki rządzącej partii w sprawie polskich stoczni. Szkoda, że tak ważki problem został całkowicie sprowadzony li tylko do wyrażenia ślepej nienawiści do rządzącej ekipy. Zabrakło rzetelnej analizy polityki stoczniowej całego okresu Wolnej Polski. Przywołane niemieckie przykłady są "za a nawet przeciw". Stocznie na całym świecie przeżywały w ostatnich latach kryzys (polskie także za rządów PIS) i również wówczas nie zrobiono nic (poza zbieraniem przez o. Rydzyka pieniędzy od biednych ludzi rzekomo na ratowanie polskich stoczni). Próbowano za wszelką cenę ratować stocznię-kolebkę "Solidarności" kierując się nie rachunkiem ekonomicznym a sentymentem. To rykoszetem uderzyło w pozostałe - jeszcze wówczas jako tako prosperujące stocznie, a tego już autor - filozof społeczny - nie porusza.

Dodać należy, że małe stocznie rzeczne w Polsce z powodzeniem produkują statki dla zagranicznych kontrahentów i gdyby dostosowano drogi wodne do "normalnej" żeglugi (w rządzie PIS nawet nie uznawano potrzeby utworzyenia choćby departamentu d/s żeglugi śródlądowej - o kolosalnych zaniedbaniach podstawowych obowiązków odpowiednich służb i wywrotowej działalności tzw. "ekologów" nie wspominając) - zleceń byłoby jeszcze więcej, a część świetnych, polskich stoczniowców znalazłaby pracę w stoczniach Płocka, Tczewa, Wrocławia, Malczyc, Koźla, Nowej Soli, Szczecina... Niektóre bardzo dobre stocznie rzeczne "sprywatyzowano" za czasów rządów innych niż PO ekip i te już praktycznie nie istnieją jako producenci (Zacisze). To rzuca troszkę inne światło na treść artykułu, a przynajmniej pozwala odsiać ziarno od wyborczych plew.


Udostępnij:

Apis 15.06.2010 5532 wyświetleń 0 komentarzy 0 ocena Drukuj



0 komentarzy


  • Żadne komentarze nie zostały dodane.


Dodaj lub popraw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.

Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Niesamowite! (0)0 %
Bardzo dobre (0)0 %
Dobre (0)0 %
Średnie (0)0 %
Słabe (0)0 %
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies