Rybactwo rzeczne zapomniane
Rybołówstwo na Kurpiowszczyźnie i na Górnym Bugu posiada swoisty, inny niż w sąsiednich regionach charakter, przejawiający się w odrębności form szkutniczych i sposobów połowu, które w formie reliktowej przetrwały na Górnym Bugu do chwili obecnej, podczas gdy na terenach sąsiadujących od dawna nie występują.
Nie znane relikty rybołówstwa na Narwi i Bugu
Rybołówstwo na Kurpiowszczyźnie i na Górnym Bugu posiada swoisty, inny niż w sąsiednich regionach charakter, przejawiający się w odrębności form szkutniczych i sposobów połowu, które w formie reliktowej przetrwały na Górnym Bugu do chwili obecnej, podczas gdy na terenach sąsiadujących od dawna nie występują. Można postawić upoważnioną hipotezę, że ten sposób łowienia znany był przed paroma wiekami i stosowany na całej Wiśle i większych jej dopływach, ale też na Odrze, gdzie na początku XX w. wydobyto z koryta w ówczesnej miejscowości pod nazwą Brandschütz identyczne, jednopienne czółno rybackie (Rys. poniżej), jak opisane w poniższym tekście[1].

Czółno wykopaliskowe z Brandschütz n. Odrą
Podczas badań terenowych w sezonach letnich 1964-1972 r. autor odnalazł kilka zabytkowych czółen i przeprowadził niezbędne wywiady z ich właścicielami a jednocześnie rybakami i szkutnikami. Dzięki temu udało mu się ustalić szereg szczegółów związanych z budową i użytkowaniem czółen oraz ze sposobami połowu nie wzmiankowanymi dotychczas w piśmiennictwie naukowym[2]. Zebrane materiały zostały natychmiast wstępnie opublikowane[3].
Rzeczone badania obaliły pogląd, jakoby czółna z przełomu Dunajca w Pieninach były ostatnimi dłubankami w Europie[4]. Zasięg terytorialny czółna rybackiego przy zaobserwowanej niegdyś liczbie egzemplarzy jest trudny do ustalenia. W r. 1972 autor był przekonany o jego występowaniu wyłącznie w widłach Narwi i Bugu[5], tymczasem po ociepleniu stosunków granicznych z Ukrainą, rybołówstwo czółnowe odrodziło się na Bugu granicznym w Kuzawce gm. Sławatycze, w przysiółku Osieńczuki wsi Hanna i w przysiółku Pawluki gm. Dołhobrody i jest uprawiane tam nadal[6]. Adam Chętnik w swoich opracowaniach nie wspomina też o czółnach z okolic Ostrołęki i Nowogrodu, tak jakby w dwudziestoleciu międzywojennym już ich tam nie było, co świadczyć może o ich wcześniejszym zaginięciu. Niemniej jednak wiadomym jest, że niegdyś czółno na terenie Puszczy Zielonej i w Czerwonym Borze występowało powszechnie[7]. W latach osiemdziesiątych podczas licznych lustracji szlaków żeglownych, czółen jednopiennych nie spotkał autor już nigdzie.
W latach pięćdziesiątych rozpoczęto szczegółowe badania etnograficzne Kurpiów, ale monograficzne opracowania poświęcone rybołówstwu nie uwzględniają połowów z czółen[8]. W monografii Puszczy Białej Maria Żywirska zamieściła co prawda starą fotografię czółna z Bugu, ale w rozdziale "Rybołówstwo" nie wyjaśniła roli czółna rybackiego w połowach[9]. Autorka odnalazła wszystkie typy sieci stosowane przez rybaków przypadkowych, którymi łowią dotychczas kłusowniczo "na piechtę" (na piechotę) bez łodzi, brodząc po płyciznach, zwłaszcza po schodzącej wodzie wysokiej (WWŻ). Nie uwzględniła "włoczka" – sieci typu włokowego rybaków profesjonalnych, którym łowiono wyłącznie z czółen, gdyż prawdopodobnie nie odnalazła go. Autorowi natomiast udało się podpatrzyć rybaków łowiących tą siecią, kiedy nocował w łodzi przy brzegu Narwi.
Włok nazywany z powodu niewielkich rozmiarów zdrobniale "włoczkiem", był niegdyś siecią bardzo cenioną i powszechnie znaną na Narwi, Bugu, Pilicy i Wiśle[10]. Miejscami, gdzie czółna zachowały się do końca XIX wieku, a nawet do lat dwudziestych XX wieku, przetrwał włoczek w formie włoka pieszego, np. w Puszczy Zielonej[11] i na Pilicy pod Nowym Miastem[12]. Niemniej jednak włoczek w swej doskonałej formie jako najwydajniejsza sieć rybaków zawodowych, ginie wraz z rybackim czółnem jednopiennym.
Wg relacji informatorów w dwudziestoleciu międzywojennym w widłach Narwi i Bugu w każdej wsi na obrzeżu Puszczy Białej było wiele czółen różnych typów, z których jeden - rybacki, produkowany specjalnie do połowu "włoczkiem", przetrwał do r. 1975, a dziś odrodził się na Bugu granicznym z Ukrainą. Czółna kilkuosobowe zaginęły bezpowrotnie – jedno z nich używane do przeprawy przez Bug w Tuchlinie km 66,00 i do połowu "rzutką"[13] znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Wszyscy informatorzy, byli rybacy zawodowi, zgodnie przyznają wyższość czólen dłubanych nad łodziami klepkowymi sądząc, że czółno przy mniejszym ciężarze w stosunku do łodzi klepkowych posiada większą chyżość, wyższy udźwig, lepszą manewrowość i większą łatwość przechodzenia przez akweny porosłe sitowiem.
Rzeczne czółno rybackie zarówno narwiane jak i bużne przy średnich wymiarach: L = 4,75 m, B = 0,58 m, H na śródokręciu = 0,35 m, w zależności od rodzaju budulca ma ciężar 45 kg (wierzbowe) i 80 kg (sosnowe). Obciążone przez jedną dorosłą osobę zanurza się 5-6 cm głębiej. Ładowność całkowita czółna w granicach 300 kg. Napęd specjalnym wiosłem pychowym o długości 2,0 - 2,5 m o ładnie wykształconym piórze i rzadko już wówczas starannie obrobionej rękojeści w kształcie kuli, zamiast powszechnie stosowanego "hamerka". Rybak wiosłuje z prawej lub lewej burty w postawie "klęcząc obunóż" – na wodzie głębokiej sposobem "na pióro" z jednoczesnym wykorzystywaniem wiosła jako steru i na wodzie płytkiej odpycha się jak żerdzią od dna wydajniejszym sposobem "na pych". Średnia prędkość czółna 8 km/h. Najbardziej cenione były czółna długie ponad 5 m, ponieważ w wartkich miejscach lepiej trzymały kurs i "nie uciekały spod wiosła"[14]. Wąskie, długie czółna "bały się" poprzecznej fali i często przy zwrotach nabierały wody, dlatego koniecznym elementem wyposażenia był czerpak – "korczak". W celu zapewnienia sobie większej wygody podczas całonocnego połowu, stosowali rybacy "siadankę" – tzn. poprzeczną, ruchomą deseczkę jako ławkę, opierającą się na dwóch "żabkach" czyli klockach przybitych do burt. Przy większych wysiłkach wstawano z siadanki , wiosłując włącznie na kolanach. Sposób ten pozwalał na zagarnianie wiosłem większej ilości wody. W zimne noce stosowano rodzaj izolacji termicznej z ochroną przed wilgocią ze ściekającej z wiosła do wewnątrz wody, przez podkładanie pod kolana wiązki słomy lub grochowin[15]. Od fali dziobowej osłaniała rybaka "pielacha" – gródź z poziomo przymocowaną deską w formie stolika. Pozycja taka wbrew pozorom była dosyć wygodna i pod wieloma względami nadzwyczaj korzystna. Przede wszystkim punkt ciężkości obniżał się, dzięki czemu wzrastała stateczność czółna, było ono mniej podatne na działanie wiatru, a poza tym rybak klęcząc na śródokręciu czółna równo je obciążał, a potrzebny mu sprzęt miał w zasięgu ręki. Autorowi udało się osobiście przełowić kilka nocy z poznanym rybakiem Bolesiem Machnowskim z Ostregokołu km. 105 rz. Narwi, skąd wyniósł doświadczenia osobiste oparte na praktycznym poznawaniu tej profesji.
Produkcją czółen na własny użytek zajmowali się zawodowi rybacy, utrzymujący się prawie wyłącznie z rybołówstwa. Każdy rybak dłubał czółno dostosowane do jego wagi i osobistych upodobań. Łodzie klepkowe natomiast robili wysoce profesjonalni szkutnicy, którzy głównie z tego utrzymywali się, ale czółen nie budowali. Sława niektórych z nich pozostała jeszcze we wspomnieniach starych mieszkańców miejscowości nadrzecznych, a robione przez nich łodzie nosiły cechy charakterystyczne, dzięki którym autor z łatwością rozpoznawał rękę ich majstra-wytwórcy.
W zasadzie każdy rybak robił czółno dla siebie. Jeżeli niekiedy ktoś zamawiał czółno, to nie był to rybak zawodowy. Zazwyczaj czółna budowano wiosną, kiedy soki ruszają w drzewach. Rybak ścinał od kilku lat upatrzoną gdzieś na kępie wierzbę, rzadziej topolę z powodu słabego drewna[16], spławiał pień pod dom i rozpoczynał dłubanie trwające zazwyczaj tydzień. Czółna z kloca sosnowego obowiązkowo nie żywicowanego, robiono zimą po przywiezieniu materiału z lasu. Robota przy nim była dwukrotnie dłuższa z powodu twardości drewna sosnowego. Sosnowe czółna były bardzo trwałe, ale znacznie cięższe, bo często dwukrotnie w stosunku do wierzbowego.
Przeznaczony na czółno kloc układano na ziemi obracając nim w poszukiwaniu czółnowatego kształtu i najdogodniejszej pozycji do obróbki. Szersza rufa wypadała zawsze ku "odziemkowi", a dziób ku "wierzchołkowi". Następnie na okorowanym uprzednio klocu nanoszono smolonym sznurkiem linię osiową, a od niej symetryczne linie burtowe, po czym toporem ciesielskim trasowano zasadniczy zarys czółna, uwzględniając lokalizację grodzi: gródź rufowa ˛/5 długości czółna od rufy, gródź dziobowa ˛/5 długości czółna od dziobu. Między grodziami była "skrzynka" kryta z wierzchu otwieranym dwuskrzydłowym wiekiem, na pomieszczenie złowionych ryb w stanie żywym. Po przygotowaniu zarysu burt i grodzi obrabiano kloc toporem ciesielskim i ośnikiem na docelowy kształt czółna. Druga faza to "dłubanie" czyli drążenie, początkowo z grubsza toporem, potem cieślicą obowiązkowo w poprzek słojów i gładzenie skoblicą. W końcowej fazie drobne szczegóły kształtowano dłutem, a otwór w dnie "skrzynki" wiercono świdrem ręcznym. Wykończone czółno schło pod szopą około miesiąca, po czym impregnowano je smołą drzewną. Po wojnie z braku smoły konserwowano je "karboleonem" (karbolineum). Zabiegi konserwacyjne ponawiano co dwa lata, szczególnie w odniesieniu do czółen z drewna liściastego, rozgrzewając smołę nad ogniskiem i smarując kadłub pędzlem. Na okres zimy czółna wyciągano pod szopę.
Obecnie w Kuzawce, Osieńczukach i Pawlukach n. Bugiem czółna robione są w błyskawicznym tempie przy użyciu łańcuchowych pił spalinowych i różnego rodzaju narzędzi strugarskich o napędzie elektrycznym, co niezwykle ułatwia i przyśpiesza proces obróbki i kształtowania kloca. Czółna bużne tym się różnią od narwianych, że zamiast rufy zaokrąglonej mają rufę pawężowatą (Rys. poniżej).

Rybak z Kuzawki podkłada sobie siadankę
Połów "włoczkiem" wymagał pracy zespołowej dwóch rybaków na dwóch czółnach. Zazwyczaj łowili spokrewnieni z sobą, bracia lub ojciec z synem, co ułatwiało podział ryb z połowu. Najkorzystniejszy był połów nocny, ale wymagał on świetnej znajomości łowiska i sprawnego posługiwania się czółnem i siecią. Za dnia bowiem i podczas księżycowych nocy ryba "słabo szła". Rybacy wypływali po zmierzchu, zabierając z sobą po kromce chleba, aby "pojeść nad ranem". Spragnieni pili wodę z "korczaka" zaczerpniętą wprost z rzeki. Starszy z rybaków ładował włoczek z "laskami" czyli żerdziami, który puszczano po przybyciu na wybrane miejsce, spływając nurtem po uprzednio rozpoznanym odcinku 2-4 km. rzeki z czystym dnem bez "zawad", "karpów" i "prądowiny". Czynność tę powtarzano przez noc wielokrotnie. Złowione ryby wkładano do "skrzynek", przekładając je za kolejnym nawrotem do "sadzyka", znajdującego się zazwyczaj w pobliżu domu. Połów przerywano po wschodzie słońca.
Technika połowu "włoczkiem" wymagała od rybaka nieprzeciętnych umiejętności, ale też efekty połowu były dwukrotnie wyższe niż przy wykorzystaniu innego typu sieci, np. "drygawicy". Szczególnie trudne było wiosłowanie jedną ręką, przy jednoczesnej regulacji za pomocą "laski" położenia włoka nad dnem drugą ręką, z czym początkowo autor nie radził sobie dobrze, wlokąc "piętę" czyli koniec "laski" po dnie i płosząc ryby (Rys. poniżej).

Włoczek rozwinięty do połowu

Włoczek - widok z przodu

Włoczek - widok z boku
Wymiary poszczególnych części "włoczka" były różne, w zależności od upodobań właściciela i średnio wynosiły: długość "laski" – 4,5 m; szerokość włoka – 4,0 m; wysokość włoka "stojącego" – 0,6 m; głębokość worka czyli "saka" – 2,0 m. W części dolnej każda laska obciążona była przytwierdzonym do niej kamieniem o wadze 2-3 kg. Puszczając sieć na pozycji wyjściowej obaj rybacy wiosłowali powoli w tempie umożliwiającym ruch czółen i włoczka, wyprzedzając lekko prąd wody w nurcie tak, aby sieć "stała", co rozpoznawano po napięciu "stróża" Wtargnięcie ryby do saka sygnalizowało drganie "stróża" wypieranego palcem, zazwyczaj wskazującym (Rys. poniżej).. Wtedy rybacy podrywali laski do tyłu ku górze i zgarniając sieć wyjmowali rybę, którą wkładali do skrzynki. W celu napełnienia skrzynki wodą wyciągali na chwilę korek z otworu w dnie. Natężenie drgań stróża świetnie ich orientowało w wielkości złowionej sztuki a nawet gatunku.

Stróż na włoczku
O wydajności włoczka świadczy ilość łowionych w ciągu nocy ryb – przeciętnie 30-40 kg. W sprzyjających okolicznościach, np. podczas wędrówki certy w górę rzeki, odławiano ponad 200 kg przez noc. Przeciętny połów tygodniowy wynosił 150-200 kg. Bywało też, że "ryba nie szła" i wtedy rybak stawiał różne sieci w dzień i w nocy, by zarobić na podstawowe wydatki. Wiosną stawiali niektórzy żaki węgorzowe, jeśli mieli na swym odcinku dogodne miejsce do ich postawienia, jak np. w przewężeniu między kępami. Zbyt złowionych ryb w okresie międzywojennym mieli rybacy zapewniony ze strony handlarzy-Żydów, skupujących ryby od zawodowych rybaków, z którymi mieli umowy ustne na dostarczanie ryb żywych.. I tak przykładowo na odcinku prawobrzeżnej Narwi od Pułtuska do Serocka raz w tygodniu odbierał towar Dawid Melnik z Warszawy. W Dzierżeninie wymieniał wodę w ośmiu posiadanych beczkach na zimną ze źródła bijącego tam dotychczas. Wkładając ryby do beczek segregował je na "koszerne" ("biała ryba", jak np. szczupaki) i pozostałe – "niekoszerne". Dzięki temu dowoził parokonną platformą żywe ryby do Warszawy na targowisko "Za Żelazną Bramą" obok Hali Mirowskiej, sprzedając je z dużym zyskiem. Popyt na ryby "szabaśne" był wówczas bardzo duży, toteż dochody rybaków w okresie, kiedy "ryba szła", były bardzo wysokie[17].
W Generalnym Gubernatorstwie niemieckie władze okupacyjne rzadko zezwalały na poławianie ryb i często konfiskowały posiadany "nielegalnie" sprzęt rybacki, m.i. nawet czółna. Po wojnie początkowo wydawano uprawnienia rybackie i wydzierżawiano rybakom pewne odcinki Narwi i Bugu. W latach pięćdziesiątych stopniowo koncesje cofano. Po roku 1956 włoczkami ukradkiem łowili tylko ci, którzy zdecydowali się na kłusownictwo. Po roku 1970 zanieczyszczenia w rzekach zmniejszyły rybostan do tego stopnia, że nawet kłusownictwo upadło, a czółna nikomu już nie potrzebne poniewierały się w większości po obejściach, jeśli wcześniej nie zostały zniszczone.
W latach 1964-1975 spotykał autor nad Narwią i Bugiem wielu informatorów w podeszłym wieku, byłych rybaków zawodowych, posiadających głęboką wiedzę o rybactwie rzecznym. W tym miejscu wypada mu ich wymienić i scharakteryzować:

Czółno sosnowe (dla Muzeum Wisły w Tczewie)
Boleś w r. 1967 uczył autora łowienia z czółna nocą na odcinku Narwi w km. 107-105; bardzo lekkie i wykonane z rzadką starannością czółno wierzbowe Bolesia (Rys. poniżej) odkupiło od niego Muzeum w Ciechanowie;

Czółno wierzbowe Bolesia - rys. tech.

Czółno wierzbowe Bolesia Machnowskiego, r. 1972,
Podczas rutynowych lustracji szlaków żeglownych w roku 1994, w widłach Narwi i Bugu nie spotkał autor ani jednego czółna, a znani mu wcześniej informatorzy odeszli już na wieczną rybacką wachtę. Wraz z poprawą rybostanu odrodziło się niespodziewanie na Bugu granicznym z Ukrainą rybactwo czółnowe z użyciem "włoczka", rozwijając się nad podziw i kształcąc w tej profesji także ludzi młodych, co gwarantuje jej długi jeszcze żywot.
Powyższe opisał w dniach 30 stycznia – 1 lutego 2010 r. w Warszawie, kiedy wieś Mościce i wspomniana w tekście wieś Hanna podtapiane były wylewem zatorowym Bugu , z zamysłem podzielenia się z Braćmi Pokładowymi "naszej Łajby" tą niepodważalnie unikatową wiedzą o zapomnianym rybactwie rzecznym aby przetrwała w ich pamięci -
[1] Na podst. publikacji w: "Schlesiens Vorzeit in Bild und Schrift". Jahrbuch 1912, S. 25, [Abb. 7: Einbaum aus Brandschütz]. W ramach dociekań toponimicznych z którymi autor nie był w stanie sobie poradzić, wyjaśnił to kpt. Andrzej Podgórski, który ustalił obecną, polską nazwę tej miejscowości, pisząc: (...) "Brandschütz - to dziś miejscowość Prężyce w gminie Miękinia - leżąca 25 km na północny-zachód od Wrocławia - była kiedyś osadą targową leżącą na trasie do przeprawy przez Odrę w miejscowości Uraz i zapewne z Urazu właśnie pochodzi łódź z wykopalisk, ale to wyłącznie moja sugestia".
[2] To ostatnie było szczególnie trudne, ponieważ połowy siecią bez koncesji są zabronione i rybacy będący w posiadaniu sieci nie chcą ich ujawniać w obawie przed karą za kłusownictwo.
[3] RESZKA, A.: Kurpiowskie czółno jednopienne. Relikty rybołówstwa kurpiowskiego na Narwi i Bugu z obrzeża Puszczy Białej. (W): Kwartalnik "Nautologia" nr 3/1972, s. 101-106.
[4] BOCZAR, M.: Ostatnie dłubanki w Europie. (W): "Młody Technik" nr 10/1971, s. 53, gdzie Autor opisuje czółna dłubane (wg Górali "kopane"), które wiązane w tratwy służyły do spławiania turystów przełomem Dunajca. Obecnie czółen już się tam nie wyrabia, zastępując je łódkami z trzech desek świerkowych.
[5] Odpowiedzi na to nie daje też piśmiennictwo naukowe twórcy skansenu kurpiowskiego w Nowogrodzie Adama Chętnika. Por.: CHĘTNIK, A.: Rybołówstwo na Narwi. (W): "Ziemia", R. 1911, T. 2, s. 69, oraz: Spław na Narwi, oryle, orylka. Warszawa 1935, passim.
[6] Pisał na ten temat Jerzy Litwin, lecz zajmowało go wyłącznie szkutnictwo z pominięciem metod połowu. Por.: LITWIN, J.: Polskie szkutnictwo ludowe XX wieku. (Prace Centralnego Muzeum Morskiego. T. X). Gdańsk 1995, passim.
[7] (...) "Bartnikowi każdemu bez czółna, w którym się do roboty swej bartnej przez rzekę albo przez potok przenosi, tak jak dobremu gospodarzowi bez konia bardzo źle". KRYŃSKI, A.: Stanisława Skrodzkiego porządek prawa bartnego dla starostwa łomżyńskiego r. 1616. (W): "Archiwum Komisji Historycznej", T. 3, Kraków 1886, s. 28.
[8] OLĘDZKI, J.: Rybołówstwo na terenie Kurpiowskiej Puszczy Zielonej od końca XIX do połowy XX w. (W): "Biblioteka Etnografii Polskiej" nr 5 "Kurpie Puszcza Zielona". Wrocław 1972, s. 142.
[9] ŻYWIRSKA, M.: Puszcza Biała. Jej dzieje i kultura. Warszawa 1973, s. 203-213.
[10] (...) "Dobra to jest siatka z tego względu, że jest bardzo prosta, że laski od niej w każdym razie odrzucić można, siatkę nosić, a potem w potrzebie nowe drzewce przyprawić i łowić. Tak wiślane jak i bużne flisy zwykle miewają z sobą takie siatki: w ciągu jazdy, kiedy chcą, ryby łowią i zawsze ich dostają. Wracając z portu drzewce rzucają, a siatki do domu niosą". LEŚNIEWSKI, P.E.: Rybactwo krajowe i kalendarz rybacki. Warszawa 1837, s. 135.
[11] OLĘDZKI, J.: Rybołówstwo ...". Op. cit.. s. 215.
[12] Obserwacje autora w roku 1992 podczas inspekcji promów jako przewozów międzybrzegowych na rz. Pilicy.
[13] "Rzutka" jest parasolowatą siecią, rzucaną przez rybaka na powierzchnię wody. Uwiązane na krawędziach ciężarki-"zgręzy" zatapiają sieć aż do dna rzeki. Podczas zbierania sieci "zgręzy" zbiegają się do środka, zamykając drogę ucieczki rybom.
[14] Informacja Cypriana Gościckiego z r. 1972.
[15] Należy zauważyć w tym miejscu, że ten sposób wiosłowania był stosowany od wieków przez zamieszkujące niegdyś połacie północnej Kanady liczne, indiańskie plemię Odjibwayów., którzy niegdyś robili swoje canoe ze zszywanych i klejonych płatów kory brzozowej. Na początku XX wieku zaczęto szkielety canoe obszywać impregnowanym płótnem żaglowym, a obecnie ich kadłuby produkuje się do celów rekreacyjnych z tworzyw sztucznych seryjnie, metodą skorupową. Walory tych łodzi są powszechnie znane i cenione. Niechęć kajakarzy do nich wynika z braku umiejętności prowadzenia przez nich łódki jednym wiosłem z burty. Warto też wiedzieć, że Indianie subarktyczni nigdy nie używali psów pociągowych do sań, co stanowiło domenę Eskimosów. Zimą ich myśliwi poruszali się po kopnym śniegu na karplach, znanych też jako rakiety śnieżne, ciągnąc za sobą łódkowate sanie z niezbędnym dobytkiem biwakowym, pozwalającym egzystować w tych surowych warunkach kanadyjskiej tajgi.
[16] Informacja Stanisława Machnowskiego.
[17] Informacja Cypriana Gościckiego.
Rybołówstwo na Kurpiowszczyźnie i na Górnym Bugu posiada swoisty, inny niż w sąsiednich regionach charakter, przejawiający się w odrębności form szkutniczych i sposobów połowu, które w formie reliktowej przetrwały na Górnym Bugu do chwili obecnej, podczas gdy na terenach sąsiadujących od dawna nie występują. Można postawić upoważnioną hipotezę, że ten sposób łowienia znany był przed paroma wiekami i stosowany na całej Wiśle i większych jej dopływach, ale też na Odrze, gdzie na początku XX w. wydobyto z koryta w ówczesnej miejscowości pod nazwą Brandschütz identyczne, jednopienne czółno rybackie (Rys. poniżej), jak opisane w poniższym tekście[1].

Podczas badań terenowych w sezonach letnich 1964-1972 r. autor odnalazł kilka zabytkowych czółen i przeprowadził niezbędne wywiady z ich właścicielami a jednocześnie rybakami i szkutnikami. Dzięki temu udało mu się ustalić szereg szczegółów związanych z budową i użytkowaniem czółen oraz ze sposobami połowu nie wzmiankowanymi dotychczas w piśmiennictwie naukowym[2]. Zebrane materiały zostały natychmiast wstępnie opublikowane[3].
Rzeczone badania obaliły pogląd, jakoby czółna z przełomu Dunajca w Pieninach były ostatnimi dłubankami w Europie[4]. Zasięg terytorialny czółna rybackiego przy zaobserwowanej niegdyś liczbie egzemplarzy jest trudny do ustalenia. W r. 1972 autor był przekonany o jego występowaniu wyłącznie w widłach Narwi i Bugu[5], tymczasem po ociepleniu stosunków granicznych z Ukrainą, rybołówstwo czółnowe odrodziło się na Bugu granicznym w Kuzawce gm. Sławatycze, w przysiółku Osieńczuki wsi Hanna i w przysiółku Pawluki gm. Dołhobrody i jest uprawiane tam nadal[6]. Adam Chętnik w swoich opracowaniach nie wspomina też o czółnach z okolic Ostrołęki i Nowogrodu, tak jakby w dwudziestoleciu międzywojennym już ich tam nie było, co świadczyć może o ich wcześniejszym zaginięciu. Niemniej jednak wiadomym jest, że niegdyś czółno na terenie Puszczy Zielonej i w Czerwonym Borze występowało powszechnie[7]. W latach osiemdziesiątych podczas licznych lustracji szlaków żeglownych, czółen jednopiennych nie spotkał autor już nigdzie.
W latach pięćdziesiątych rozpoczęto szczegółowe badania etnograficzne Kurpiów, ale monograficzne opracowania poświęcone rybołówstwu nie uwzględniają połowów z czółen[8]. W monografii Puszczy Białej Maria Żywirska zamieściła co prawda starą fotografię czółna z Bugu, ale w rozdziale "Rybołówstwo" nie wyjaśniła roli czółna rybackiego w połowach[9]. Autorka odnalazła wszystkie typy sieci stosowane przez rybaków przypadkowych, którymi łowią dotychczas kłusowniczo "na piechtę" (na piechotę) bez łodzi, brodząc po płyciznach, zwłaszcza po schodzącej wodzie wysokiej (WWŻ). Nie uwzględniła "włoczka" – sieci typu włokowego rybaków profesjonalnych, którym łowiono wyłącznie z czółen, gdyż prawdopodobnie nie odnalazła go. Autorowi natomiast udało się podpatrzyć rybaków łowiących tą siecią, kiedy nocował w łodzi przy brzegu Narwi.
Włok nazywany z powodu niewielkich rozmiarów zdrobniale "włoczkiem", był niegdyś siecią bardzo cenioną i powszechnie znaną na Narwi, Bugu, Pilicy i Wiśle[10]. Miejscami, gdzie czółna zachowały się do końca XIX wieku, a nawet do lat dwudziestych XX wieku, przetrwał włoczek w formie włoka pieszego, np. w Puszczy Zielonej[11] i na Pilicy pod Nowym Miastem[12]. Niemniej jednak włoczek w swej doskonałej formie jako najwydajniejsza sieć rybaków zawodowych, ginie wraz z rybackim czółnem jednopiennym.
Wg relacji informatorów w dwudziestoleciu międzywojennym w widłach Narwi i Bugu w każdej wsi na obrzeżu Puszczy Białej było wiele czółen różnych typów, z których jeden - rybacki, produkowany specjalnie do połowu "włoczkiem", przetrwał do r. 1975, a dziś odrodził się na Bugu granicznym z Ukrainą. Czółna kilkuosobowe zaginęły bezpowrotnie – jedno z nich używane do przeprawy przez Bug w Tuchlinie km 66,00 i do połowu "rzutką"[13] znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Wszyscy informatorzy, byli rybacy zawodowi, zgodnie przyznają wyższość czólen dłubanych nad łodziami klepkowymi sądząc, że czółno przy mniejszym ciężarze w stosunku do łodzi klepkowych posiada większą chyżość, wyższy udźwig, lepszą manewrowość i większą łatwość przechodzenia przez akweny porosłe sitowiem.
Rzeczne czółno rybackie zarówno narwiane jak i bużne przy średnich wymiarach: L = 4,75 m, B = 0,58 m, H na śródokręciu = 0,35 m, w zależności od rodzaju budulca ma ciężar 45 kg (wierzbowe) i 80 kg (sosnowe). Obciążone przez jedną dorosłą osobę zanurza się 5-6 cm głębiej. Ładowność całkowita czółna w granicach 300 kg. Napęd specjalnym wiosłem pychowym o długości 2,0 - 2,5 m o ładnie wykształconym piórze i rzadko już wówczas starannie obrobionej rękojeści w kształcie kuli, zamiast powszechnie stosowanego "hamerka". Rybak wiosłuje z prawej lub lewej burty w postawie "klęcząc obunóż" – na wodzie głębokiej sposobem "na pióro" z jednoczesnym wykorzystywaniem wiosła jako steru i na wodzie płytkiej odpycha się jak żerdzią od dna wydajniejszym sposobem "na pych". Średnia prędkość czółna 8 km/h. Najbardziej cenione były czółna długie ponad 5 m, ponieważ w wartkich miejscach lepiej trzymały kurs i "nie uciekały spod wiosła"[14]. Wąskie, długie czółna "bały się" poprzecznej fali i często przy zwrotach nabierały wody, dlatego koniecznym elementem wyposażenia był czerpak – "korczak". W celu zapewnienia sobie większej wygody podczas całonocnego połowu, stosowali rybacy "siadankę" – tzn. poprzeczną, ruchomą deseczkę jako ławkę, opierającą się na dwóch "żabkach" czyli klockach przybitych do burt. Przy większych wysiłkach wstawano z siadanki , wiosłując włącznie na kolanach. Sposób ten pozwalał na zagarnianie wiosłem większej ilości wody. W zimne noce stosowano rodzaj izolacji termicznej z ochroną przed wilgocią ze ściekającej z wiosła do wewnątrz wody, przez podkładanie pod kolana wiązki słomy lub grochowin[15]. Od fali dziobowej osłaniała rybaka "pielacha" – gródź z poziomo przymocowaną deską w formie stolika. Pozycja taka wbrew pozorom była dosyć wygodna i pod wieloma względami nadzwyczaj korzystna. Przede wszystkim punkt ciężkości obniżał się, dzięki czemu wzrastała stateczność czółna, było ono mniej podatne na działanie wiatru, a poza tym rybak klęcząc na śródokręciu czółna równo je obciążał, a potrzebny mu sprzęt miał w zasięgu ręki. Autorowi udało się osobiście przełowić kilka nocy z poznanym rybakiem Bolesiem Machnowskim z Ostregokołu km. 105 rz. Narwi, skąd wyniósł doświadczenia osobiste oparte na praktycznym poznawaniu tej profesji.
Produkcją czółen na własny użytek zajmowali się zawodowi rybacy, utrzymujący się prawie wyłącznie z rybołówstwa. Każdy rybak dłubał czółno dostosowane do jego wagi i osobistych upodobań. Łodzie klepkowe natomiast robili wysoce profesjonalni szkutnicy, którzy głównie z tego utrzymywali się, ale czółen nie budowali. Sława niektórych z nich pozostała jeszcze we wspomnieniach starych mieszkańców miejscowości nadrzecznych, a robione przez nich łodzie nosiły cechy charakterystyczne, dzięki którym autor z łatwością rozpoznawał rękę ich majstra-wytwórcy.
W zasadzie każdy rybak robił czółno dla siebie. Jeżeli niekiedy ktoś zamawiał czółno, to nie był to rybak zawodowy. Zazwyczaj czółna budowano wiosną, kiedy soki ruszają w drzewach. Rybak ścinał od kilku lat upatrzoną gdzieś na kępie wierzbę, rzadziej topolę z powodu słabego drewna[16], spławiał pień pod dom i rozpoczynał dłubanie trwające zazwyczaj tydzień. Czółna z kloca sosnowego obowiązkowo nie żywicowanego, robiono zimą po przywiezieniu materiału z lasu. Robota przy nim była dwukrotnie dłuższa z powodu twardości drewna sosnowego. Sosnowe czółna były bardzo trwałe, ale znacznie cięższe, bo często dwukrotnie w stosunku do wierzbowego.
Przeznaczony na czółno kloc układano na ziemi obracając nim w poszukiwaniu czółnowatego kształtu i najdogodniejszej pozycji do obróbki. Szersza rufa wypadała zawsze ku "odziemkowi", a dziób ku "wierzchołkowi". Następnie na okorowanym uprzednio klocu nanoszono smolonym sznurkiem linię osiową, a od niej symetryczne linie burtowe, po czym toporem ciesielskim trasowano zasadniczy zarys czółna, uwzględniając lokalizację grodzi: gródź rufowa ˛/5 długości czółna od rufy, gródź dziobowa ˛/5 długości czółna od dziobu. Między grodziami była "skrzynka" kryta z wierzchu otwieranym dwuskrzydłowym wiekiem, na pomieszczenie złowionych ryb w stanie żywym. Po przygotowaniu zarysu burt i grodzi obrabiano kloc toporem ciesielskim i ośnikiem na docelowy kształt czółna. Druga faza to "dłubanie" czyli drążenie, początkowo z grubsza toporem, potem cieślicą obowiązkowo w poprzek słojów i gładzenie skoblicą. W końcowej fazie drobne szczegóły kształtowano dłutem, a otwór w dnie "skrzynki" wiercono świdrem ręcznym. Wykończone czółno schło pod szopą około miesiąca, po czym impregnowano je smołą drzewną. Po wojnie z braku smoły konserwowano je "karboleonem" (karbolineum). Zabiegi konserwacyjne ponawiano co dwa lata, szczególnie w odniesieniu do czółen z drewna liściastego, rozgrzewając smołę nad ogniskiem i smarując kadłub pędzlem. Na okres zimy czółna wyciągano pod szopę.
Obecnie w Kuzawce, Osieńczukach i Pawlukach n. Bugiem czółna robione są w błyskawicznym tempie przy użyciu łańcuchowych pił spalinowych i różnego rodzaju narzędzi strugarskich o napędzie elektrycznym, co niezwykle ułatwia i przyśpiesza proces obróbki i kształtowania kloca. Czółna bużne tym się różnią od narwianych, że zamiast rufy zaokrąglonej mają rufę pawężowatą (Rys. poniżej).

Połów "włoczkiem" wymagał pracy zespołowej dwóch rybaków na dwóch czółnach. Zazwyczaj łowili spokrewnieni z sobą, bracia lub ojciec z synem, co ułatwiało podział ryb z połowu. Najkorzystniejszy był połów nocny, ale wymagał on świetnej znajomości łowiska i sprawnego posługiwania się czółnem i siecią. Za dnia bowiem i podczas księżycowych nocy ryba "słabo szła". Rybacy wypływali po zmierzchu, zabierając z sobą po kromce chleba, aby "pojeść nad ranem". Spragnieni pili wodę z "korczaka" zaczerpniętą wprost z rzeki. Starszy z rybaków ładował włoczek z "laskami" czyli żerdziami, który puszczano po przybyciu na wybrane miejsce, spływając nurtem po uprzednio rozpoznanym odcinku 2-4 km. rzeki z czystym dnem bez "zawad", "karpów" i "prądowiny". Czynność tę powtarzano przez noc wielokrotnie. Złowione ryby wkładano do "skrzynek", przekładając je za kolejnym nawrotem do "sadzyka", znajdującego się zazwyczaj w pobliżu domu. Połów przerywano po wschodzie słońca.
Technika połowu "włoczkiem" wymagała od rybaka nieprzeciętnych umiejętności, ale też efekty połowu były dwukrotnie wyższe niż przy wykorzystaniu innego typu sieci, np. "drygawicy". Szczególnie trudne było wiosłowanie jedną ręką, przy jednoczesnej regulacji za pomocą "laski" położenia włoka nad dnem drugą ręką, z czym początkowo autor nie radził sobie dobrze, wlokąc "piętę" czyli koniec "laski" po dnie i płosząc ryby (Rys. poniżej).



Wymiary poszczególnych części "włoczka" były różne, w zależności od upodobań właściciela i średnio wynosiły: długość "laski" – 4,5 m; szerokość włoka – 4,0 m; wysokość włoka "stojącego" – 0,6 m; głębokość worka czyli "saka" – 2,0 m. W części dolnej każda laska obciążona była przytwierdzonym do niej kamieniem o wadze 2-3 kg. Puszczając sieć na pozycji wyjściowej obaj rybacy wiosłowali powoli w tempie umożliwiającym ruch czółen i włoczka, wyprzedzając lekko prąd wody w nurcie tak, aby sieć "stała", co rozpoznawano po napięciu "stróża" Wtargnięcie ryby do saka sygnalizowało drganie "stróża" wypieranego palcem, zazwyczaj wskazującym (Rys. poniżej).. Wtedy rybacy podrywali laski do tyłu ku górze i zgarniając sieć wyjmowali rybę, którą wkładali do skrzynki. W celu napełnienia skrzynki wodą wyciągali na chwilę korek z otworu w dnie. Natężenie drgań stróża świetnie ich orientowało w wielkości złowionej sztuki a nawet gatunku.

O wydajności włoczka świadczy ilość łowionych w ciągu nocy ryb – przeciętnie 30-40 kg. W sprzyjających okolicznościach, np. podczas wędrówki certy w górę rzeki, odławiano ponad 200 kg przez noc. Przeciętny połów tygodniowy wynosił 150-200 kg. Bywało też, że "ryba nie szła" i wtedy rybak stawiał różne sieci w dzień i w nocy, by zarobić na podstawowe wydatki. Wiosną stawiali niektórzy żaki węgorzowe, jeśli mieli na swym odcinku dogodne miejsce do ich postawienia, jak np. w przewężeniu między kępami. Zbyt złowionych ryb w okresie międzywojennym mieli rybacy zapewniony ze strony handlarzy-Żydów, skupujących ryby od zawodowych rybaków, z którymi mieli umowy ustne na dostarczanie ryb żywych.. I tak przykładowo na odcinku prawobrzeżnej Narwi od Pułtuska do Serocka raz w tygodniu odbierał towar Dawid Melnik z Warszawy. W Dzierżeninie wymieniał wodę w ośmiu posiadanych beczkach na zimną ze źródła bijącego tam dotychczas. Wkładając ryby do beczek segregował je na "koszerne" ("biała ryba", jak np. szczupaki) i pozostałe – "niekoszerne". Dzięki temu dowoził parokonną platformą żywe ryby do Warszawy na targowisko "Za Żelazną Bramą" obok Hali Mirowskiej, sprzedając je z dużym zyskiem. Popyt na ryby "szabaśne" był wówczas bardzo duży, toteż dochody rybaków w okresie, kiedy "ryba szła", były bardzo wysokie[17].
W Generalnym Gubernatorstwie niemieckie władze okupacyjne rzadko zezwalały na poławianie ryb i często konfiskowały posiadany "nielegalnie" sprzęt rybacki, m.i. nawet czółna. Po wojnie początkowo wydawano uprawnienia rybackie i wydzierżawiano rybakom pewne odcinki Narwi i Bugu. W latach pięćdziesiątych stopniowo koncesje cofano. Po roku 1956 włoczkami ukradkiem łowili tylko ci, którzy zdecydowali się na kłusownictwo. Po roku 1970 zanieczyszczenia w rzekach zmniejszyły rybostan do tego stopnia, że nawet kłusownictwo upadło, a czółna nikomu już nie potrzebne poniewierały się w większości po obejściach, jeśli wcześniej nie zostały zniszczone.
W latach 1964-1975 spotykał autor nad Narwią i Bugiem wielu informatorów w podeszłym wieku, byłych rybaków zawodowych, posiadających głęboką wiedzę o rybactwie rzecznym. W tym miejscu wypada mu ich wymienić i scharakteryzować:
- Gościcki Cyprian, r. 1903, wieś Dzierżenin n. Narwią, km 43,00; świetny, inteligientny informator;
- Machnowski Bolesław ("Boleś"), r. 1895, wieś Ostrykół Dworski km 105 rz. Narwi; łowił niegdyś wspólnie z braćmi – Stasiem r. 1897 i Heniem r. 1893; podarował autorowi czółno sosnowe po nieżyjących braciach, które zostało przekazane przez autora jako dar Centralnemu Muzeum Morskiemu w Gdańsku i jest ono wyeksponowane w Muzeum Wisły w Tczewie (Rys. poniżej, na którym widoczny też jest leżący na dnie czółna korczak);

Boleś w r. 1967 uczył autora łowienia z czółna nocą na odcinku Narwi w km. 107-105; bardzo lekkie i wykonane z rzadką starannością czółno wierzbowe Bolesia (Rys. poniżej) odkupiło od niego Muzeum w Ciechanowie;


- Burakowski Stanisław ("Stach") r. 1899; wieś Drozdowo km 103; łowił ze starszymi braćmi – Marcinem, Filipem i Leonem;
- Bartniczak Wiktor, r. 1905, wieś Lubiel km 100; Wiktor łowił zazwyczaj ze szwagrami; wiosną w km. 103 przy "Kępie Owczej" stawiał "węgornię" – czyli sieć-pułapkę na węgorze z potężnym "kutlem" czyli sakiem; w ciągu jednej nocy łowił często 150 kg węgorzy; w r. 1982 miał koncesję na odłów na odcinku Narwi w km. 103-98, ale z powodu ruchu pchaczy "Żubrów" z barkami ze żwirem i robotami regulacyjnymi łowił rzadko i węgorni już nie stawiał;
- Przybysz Edward, r. 1920, wieś Rybno, pow. Wyszków, km 31 rz. Bug; po śmierci szwagra w r. 1990 już nie łowił;
- Zalewski Alfons, r. 1901, m. Kamieńczyk n. Bugiem, km 41,70;
- Zalewski Bolesław, r. 1904, m. j.w.
- Zalewski Zygmunt, r. 1922, m. j.w.; do roku 1985 łowił intensywnie z pomocą dwóch starszych braci na odcinku od ujścia rz. Liwiec w km. 42,70 do Kamieńczyka;
- Waszczuk Stanisław, r. 1956, wieś Hanna, przysiółek Osieńczuki n. Bugiem km 352; w r. 1983 uzyskał koncesję na połowy na Bugu granicznym, bez prawa przekraczania środkowej linii nurtu w kierunku brzegu prawego; po stronie wówczas sowieckiej nie widziało się "żywego ducha" z wyjątkiem uzbrojonych patroli służby granicznej; w prześwitach między drzewami widoczny był podwójny płot kolczasty, a w środku bronowany każdego wieczora pas ziemi; rybactwa nauczył się od ojca Jana; czółna dłubał bardzo sprawnie, posługując się łańcuchową piłą spalinową;
- Pastuszuk Czesław, r. 1950, przysiółek Osienczuki; posiadacz dwóch czółen; czynny rybak;
- Marciocha Władysław, r. 1932, w. Dołhobrody, przysiółek Łydyny km 361,00; sam już nie łowił, ale robił czółna innym rybakom, posługując się łańcuchową piłą spalinową; jego stare czółno dziurawe (jak określał "podarte") leżało pod płotem;
- Baj Stefan, r. 1930, w. Dołhobrody; niegdyś rybak czółnowy, znany był z produkcji różnych czółen, także powodziowych z drewna topolowego o imponujących wymiarach 12,0 x 1,50 x 0,50 m;
- Kurec Kazimierz, r. 1929, w. Dołhobrody, do r. 1945 rybak czółnowy, potem producent topolowych czółen powodziowych.
Podczas rutynowych lustracji szlaków żeglownych w roku 1994, w widłach Narwi i Bugu nie spotkał autor ani jednego czółna, a znani mu wcześniej informatorzy odeszli już na wieczną rybacką wachtę. Wraz z poprawą rybostanu odrodziło się niespodziewanie na Bugu granicznym z Ukrainą rybactwo czółnowe z użyciem "włoczka", rozwijając się nad podziw i kształcąc w tej profesji także ludzi młodych, co gwarantuje jej długi jeszcze żywot.
Powyższe opisał w dniach 30 stycznia – 1 lutego 2010 r. w Warszawie, kiedy wieś Mościce i wspomniana w tekście wieś Hanna podtapiane były wylewem zatorowym Bugu , z zamysłem podzielenia się z Braćmi Pokładowymi "naszej Łajby" tą niepodważalnie unikatową wiedzą o zapomnianym rybactwie rzecznym aby przetrwała w ich pamięci -
kpt.ż.ś. Adam Reszka
[1] Na podst. publikacji w: "Schlesiens Vorzeit in Bild und Schrift". Jahrbuch 1912, S. 25, [Abb. 7: Einbaum aus Brandschütz]. W ramach dociekań toponimicznych z którymi autor nie był w stanie sobie poradzić, wyjaśnił to kpt. Andrzej Podgórski, który ustalił obecną, polską nazwę tej miejscowości, pisząc: (...) "Brandschütz - to dziś miejscowość Prężyce w gminie Miękinia - leżąca 25 km na północny-zachód od Wrocławia - była kiedyś osadą targową leżącą na trasie do przeprawy przez Odrę w miejscowości Uraz i zapewne z Urazu właśnie pochodzi łódź z wykopalisk, ale to wyłącznie moja sugestia".
[2] To ostatnie było szczególnie trudne, ponieważ połowy siecią bez koncesji są zabronione i rybacy będący w posiadaniu sieci nie chcą ich ujawniać w obawie przed karą za kłusownictwo.
[3] RESZKA, A.: Kurpiowskie czółno jednopienne. Relikty rybołówstwa kurpiowskiego na Narwi i Bugu z obrzeża Puszczy Białej. (W): Kwartalnik "Nautologia" nr 3/1972, s. 101-106.
[4] BOCZAR, M.: Ostatnie dłubanki w Europie. (W): "Młody Technik" nr 10/1971, s. 53, gdzie Autor opisuje czółna dłubane (wg Górali "kopane"), które wiązane w tratwy służyły do spławiania turystów przełomem Dunajca. Obecnie czółen już się tam nie wyrabia, zastępując je łódkami z trzech desek świerkowych.
[5] Odpowiedzi na to nie daje też piśmiennictwo naukowe twórcy skansenu kurpiowskiego w Nowogrodzie Adama Chętnika. Por.: CHĘTNIK, A.: Rybołówstwo na Narwi. (W): "Ziemia", R. 1911, T. 2, s. 69, oraz: Spław na Narwi, oryle, orylka. Warszawa 1935, passim.
[6] Pisał na ten temat Jerzy Litwin, lecz zajmowało go wyłącznie szkutnictwo z pominięciem metod połowu. Por.: LITWIN, J.: Polskie szkutnictwo ludowe XX wieku. (Prace Centralnego Muzeum Morskiego. T. X). Gdańsk 1995, passim.
[7] (...) "Bartnikowi każdemu bez czółna, w którym się do roboty swej bartnej przez rzekę albo przez potok przenosi, tak jak dobremu gospodarzowi bez konia bardzo źle". KRYŃSKI, A.: Stanisława Skrodzkiego porządek prawa bartnego dla starostwa łomżyńskiego r. 1616. (W): "Archiwum Komisji Historycznej", T. 3, Kraków 1886, s. 28.
[8] OLĘDZKI, J.: Rybołówstwo na terenie Kurpiowskiej Puszczy Zielonej od końca XIX do połowy XX w. (W): "Biblioteka Etnografii Polskiej" nr 5 "Kurpie Puszcza Zielona". Wrocław 1972, s. 142.
[9] ŻYWIRSKA, M.: Puszcza Biała. Jej dzieje i kultura. Warszawa 1973, s. 203-213.
[10] (...) "Dobra to jest siatka z tego względu, że jest bardzo prosta, że laski od niej w każdym razie odrzucić można, siatkę nosić, a potem w potrzebie nowe drzewce przyprawić i łowić. Tak wiślane jak i bużne flisy zwykle miewają z sobą takie siatki: w ciągu jazdy, kiedy chcą, ryby łowią i zawsze ich dostają. Wracając z portu drzewce rzucają, a siatki do domu niosą". LEŚNIEWSKI, P.E.: Rybactwo krajowe i kalendarz rybacki. Warszawa 1837, s. 135.
[11] OLĘDZKI, J.: Rybołówstwo ...". Op. cit.. s. 215.
[12] Obserwacje autora w roku 1992 podczas inspekcji promów jako przewozów międzybrzegowych na rz. Pilicy.
[13] "Rzutka" jest parasolowatą siecią, rzucaną przez rybaka na powierzchnię wody. Uwiązane na krawędziach ciężarki-"zgręzy" zatapiają sieć aż do dna rzeki. Podczas zbierania sieci "zgręzy" zbiegają się do środka, zamykając drogę ucieczki rybom.
[14] Informacja Cypriana Gościckiego z r. 1972.
[15] Należy zauważyć w tym miejscu, że ten sposób wiosłowania był stosowany od wieków przez zamieszkujące niegdyś połacie północnej Kanady liczne, indiańskie plemię Odjibwayów., którzy niegdyś robili swoje canoe ze zszywanych i klejonych płatów kory brzozowej. Na początku XX wieku zaczęto szkielety canoe obszywać impregnowanym płótnem żaglowym, a obecnie ich kadłuby produkuje się do celów rekreacyjnych z tworzyw sztucznych seryjnie, metodą skorupową. Walory tych łodzi są powszechnie znane i cenione. Niechęć kajakarzy do nich wynika z braku umiejętności prowadzenia przez nich łódki jednym wiosłem z burty. Warto też wiedzieć, że Indianie subarktyczni nigdy nie używali psów pociągowych do sań, co stanowiło domenę Eskimosów. Zimą ich myśliwi poruszali się po kopnym śniegu na karplach, znanych też jako rakiety śnieżne, ciągnąc za sobą łódkowate sanie z niezbędnym dobytkiem biwakowym, pozwalającym egzystować w tych surowych warunkach kanadyjskiej tajgi.
[16] Informacja Stanisława Machnowskiego.
[17] Informacja Cypriana Gościckiego.
Udostępnij:
Apis 04.02.2010 17684 wyświetleń
15 komentarzy 1 ocena
Drukuj
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies