Odra, rzeka niechciana
- Miasto, które ma 50 km dróg wodnych, setkę mostów i 12 śluz, nie potrafi wykorzystać swojego położenia nad rzeką. Przypominamy sobie o niej dopiero wówczas, kiedy zaczyna nam zagrażać, tak jak teraz (lipiec 2009) - uważa Stanisław Januszewski, profesor Politechniki Wrocławskiej.
Odra - rzeka we Wrocławiu niechciana
Rozmowa ze Stanisławem Januszewskim i Ryszardem Majewiczem opublikowana 2 lipca 2009 we wrocławskim Tygodniku (z)Dolnego Śląska.
Aneta Augustyn: Przed wojną na Odrze kwitło życie towarzyskie i sportowe. To właśnie we Wrocławiu w 1881 roku rozegrano pierwszy w Europie wyścig kajakowy, a nabrzeża były usiane etablissements - kawiarniami i restauracjami z ogrodami, salami tanecznymi.
Stanisław Januszewski*: To były złote czasy. Etablissements, czyli lokale, w których można było zjeść, zagrać w bilard czy kręgle, obej rzec wystawę albo potańczyć, znajdowały się zwykle w pobliżu przystani statków wycieczkowych. Znany był Oderschlos-schen, Zameczek Odrzański na ul. Rzeźbiarskiej, z ogrodem ze stawem, piwiarnią i salą taneczną; dziś mieści się tam AWF. Bardzo popularny był Wilhelmshafen na ul. Bartoszowickiej, dziś w prywatnych rękach. To stamtąd startowały załogi wioślarskie, a zwycięskiej ekipie właściciel Wilhelmshafen fundował beczkę piwa. W mieście było aż 20 przystani pasażerskich, a po Odrze od kwietnia do października kursowały non stop statki pasażerskie - na Bartoszowice, Osobowice, wokół Kępy Mieszczańskiej. Były i takie, jak luksusowy parowiec "Traumschiff", które zabierały na pokład nawet pól tysiąca ludzi. Pływały również okazałe statki prywatne, z salami bankietowymi, na które zamożni wrocławianie zapraszali swoich gości.
Co dzisiaj mają do dyspozycji wrocławianie, którzy chcą skorzystać z Odry?
S.J.: Cala biała flota to raptem kilka statków, trzy stanice harcerskie z żaglówkami i nieliczne wypożyczalnie kajaków i łodzi; wszystko to funkcjonuje wyłącznie dzięki grupce pasjonatów. To tylko ułamek bujnego życia wodnego, jakie istniało tu kiedyś ija-kie mogłoby powrócić. Statki pływają tylko od Bartoszowic do Wyspy Piaskowej, a najbardziej atrakcyjna przestrzeń, czyli centrum miasta, jest niedostępną. Powinny móc kursować po całym Śródmieściu, w dół, aż do Popowie. Ale jak ma to działać, skoro szlakjest niedrożny, koro śluza Mieszczańska jest otwierana tylko okazyjnie, po biurokratycznych ceregielach?
Ryszard Majewicz*: Turystyka wodna u nas leży. Kiedyś w okolice Wybrzeża Wyspiańskiego przypłynął jacht z Hamburga Krąży i krąży, więc pytam właściciela, czego szuka. Potrzebował przyłączy elektrycznych, udostępniliśmy mu je. W całym Wrocławiu nie ma miejsca, gdzie można zacumować jacht, zatankować wodę i paliwo, zrzucić ścieki, skorzystać z przyłączy.
S.J.: A wszystko to w mieście, które ma 50 km dróg wodnych, setkę mostów i 12 śluz. Brakuje nam dużej śródmiejskiej mariny oraz portu żeglugi pasażerskiej. Są w Polsce miasta, które potrafiły wykorzystać położenie nad rzeką? S.J.: Tak naprawdę tylko Bydgoszcz, która znakomicie zagospodarowała Brdę i jej kanały. Bydgoszcz mało gada, dużo robi. Odbudowali przystanie, zabytkowe XIX-wieczne młyny i spichlerze; w jednym z nich jest prywatne muzeum techniki. Rozbudowano przystań wioślarską, a na zadbanych nabrzeżach pojawiły się knajpki.
W centrum miasta od maja do końca października kursuje Bydgoski Tramwaj Wodny; mieszkańcy pływają na zakupy zabytkowym m/s "Bydgoszcz" oraz "Słonecznikiem" o napędzie solarnym. Za granicą niedościgłymi wzorami są Amsterdam czy Petersburg, gdzie pływa prawie pół tysiąca statków turystycznych.
R.M.: Tam jest historyczna ciągłość, której nam brakuje. Po wojnie we Wrocławiu całkowicie wymieniono ludność. Przyjechali osadnicy o zupełnie innym podejściu do rzeki, niż mielijej przedwojenni gospodarze. Nie potrafiono docenić możliwości Odry. W dodatku to, co niemieckie, było wrogie, więc nie dbano o infrastrukturę. Odra była rzeką niechcianą i w sporym stopniu jest tak do dzisiaj. Wystarczy popatrzeć, jak wygląda u nas transport wodny.
Jest tańszy od lądowego?
S.J.: Zdecydowanie. Absurd polega na tym, że to, co tańsze, uchodzi u nas za nieopłacalne. Wybudowanie kilometra autostrady kosztuje tyle co zrobienie 20 km drogi odrzańskiej, z nabrzeżami i jazami. Barka zabiera 50 wagonów węgla; transport wodą kosztuje kilkakrotnie mniej niż lądem. Niemcy przewożą rzekami 11 proc. wszystkich swoich towarów, Holendrzy 40, Polska - ułamek procentu.
Jak wyglądała żegluga towarowa na Odrze w czasach niemieckich?
S. J.: Bezustannie spławiano węgiel, rudy żelaza, kruszywa, paliwa płynne, towary spożywcze, m.in. cukier i olej. Głównym kierunkiem był Berlin, Odra służyła przede wszystkim temu miastu. To w części tłumaczy powojenne załamanie żeglugi, po odcięciu Berlina od Odry. Kto tylko miał zakład nad rzeką, korzystał z tej drogi transportu.
Tomasz Bata, słynny czeski producent butów, w latach 30. przeniósł zakład ze Zlina do Krapkowic właśnie ze względu na handlowe położenie miasta nad Odrą. W 1939 roku na całej rzece pływały prawie 4 tys. transportowców; dziś jest ich 200. Przed wojną Wrocław posiadał pięć dużych portów towarowych, masę nabrzeży przeładunkowych, których ślady pozostały m.in. na Bartoszowicach.
Dziś nie mamy żadnego portu przeładunkowego z prawdziwego zdarzenia. Ten na Popowicach został zlikwidowany pod mieszkaniówkę, Kleczków jest martwy od lat 90, a zimowisko barek na Osobowicach jest przerabiane na marinę. Port u ujścia Oławy z zachowanym oryginalnym basenem portowym z połowy XIX wieku służy prywatnej firmie do składowania materiałów budowlanych. Z dawnego wielkiego transportu pozostały tylko barki, które przywożą z Górnego Śląska węgiel dla elektrociepłowni.
R.M.: Odra zamiera, bo się w nią nie inwestuje. Infrastruktura jest zaniedbana, w niektórych miejscach koryto jest zwężone o jedną trzecią z powodu naniesionego mułu, ale nikt tam pogłębiarek nie wysyła. Festung Breslau odrzańskiej infrastruktury nie zniszczyło, to my, Wrocławianie, za to odpowiadamy.
Dokąd można dopłynąć, ruszając z Wrocławia?
S.J.: Do wielu krajów Europy: Niemiec, Francji, Szwajcarii, Austrii, Belgii, Holandii. W przyszłym roku płyniemy naszym zabytkowym holownikiem parowym z lat 40. do Amsterdamu, m.in. po to, żeby rozpropagować Wrocław i Odrę.
* Stanisław Januszewski - profesor Politechniki Wrocławskiej, zajmuje się historią techniki. Prezes i współzałożyciel Otwartego Muzeum Techniki, które mieści się na holowniku „Nadbór" z lat 40. zacumowanym przy Wybrzeżu Wyspiańskiego. Do muzeum należą również dźwig pływający i barka, oba z lat 30.
* Ryszard Majewicz - wiceprezes Otwartego Muzeum Techniki
Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies