Rękawicami bosmańskimi posługiwali się niegdyś żaglomistrze, a na statkach i dużych jachtach żaglowych bosmani przy łataniu żagli. Na parowcach wiślanych w "moich" czasach" posługiwałem się rękawicą bosmańską z dużą wprawą, naprawiając "celt" czyli tent. Ale nie była ona tak elegancka, jak na fotce Teosa. Jeśli grubej igły "groszówki" nie udawało się przepchnąć przez obandowaną i oblikowaną trzywarstwową krawędź brezentu, to należało najpierw "rozrobić" otwór szydłem. Igły takie nazywano "groszówkami", bo przed wojną były bardzo drogie, a jedna igła kosztowało jeden grosz.
@zygasz69: Panie Zygmuncie! Zdarzało mi się w mojej karierze karanie kierowników statków grzywnami za kausze zamiast zaplatania łączone zaciskami na śruby. Jeszcze teraz nie tak dawno z litości zaplotłem znajomemu armatorowi-kapitanowi polipropylenowe liny "czerwone" i "niebieskie", bo się za niego paliłem ze wstydu widząc kausze wiązane nie na węzły, lecz na "babskie" supły, na co zwrócił powyżej uwagę kpt. Staszek Fidelis, który zna wszystkie roboty pokładowe jak rzadko kto.
Aczkolwiek rękawic bosmańskich używali w zasadzie żaglomistrze lub marynarze na żaglowcach do łatania żagli, to w "moich" czasach na parowcach rękawica taka była niezbędna do naprawy "celtu", czyli brezentowego tentu. Posługiwałem się nią wielokrotnie z powodzeniem pomimo, że nie była tak elegancka jak na fotce Teosa.
@zygasz69: Panie Zygmuncie! brak właściwie zaplecionych w kausze lin powinien byc karany - zarówno na wodzie, jak i na lądzie. Znam niestety armatorów i to kapitanów, którzy nigdy nie nauczyli się splotów i nie potrafią ich nauczyc swoich bosmanów i marynarzy. Jednemu z nich zaplotłem niegdyś kausze z litości i wstydu. Mówił o nich wyżej kpt. Staszek Fidelis, który wszystko - podobnie jak Pan - w robotach pokładowych potrafi
Miałem w swojej "karierze" zawodowej epizod pracy jako inspektor zaopatrzenia i gosp. materiałowej w "Transbucie" /Przeds. Transportowo-Sprzętowe Budownictwa/. Był to okres kiedy "załatwienie" zawiesi linowych do
dźwigów samochodowych i wieżowych graniczył z cudem. Była groźba,że staną, bo nie będzie lin z oczkiem /kauszą/ do dźwigania prefabrykatów w tzw. "nowym budownictwie". Nie opiszę zachwytu szefa kiedy powiedziałem, że potrafię takie stalowe liny zaszplajsować??!! samodzielnie. I oto "umysłowy" z biura poszedł do kuźni, samodzielnie wykuł rożek bosmański i takoż własnymi rękami zaszplajsował / dla dźwigowych to było słowo szamańskie/ kilkanaście zawiesi. Dyrektor owszem docenił. 200 zł premii. Niewiele. Bo owszem wszystko funkjonowało, ale nie było atestu!!!. Choć w porównaniu moje liny były o niebo staranniejsze. Proste. Wystarczyło skończyć DOBRĄ SZKOŁĘ.
@Fidelis - Panie Stanisławie, zawsze z wielkim zaciekawieniem czytam Pana wspomnienia. Zgadzam się z Panem że
Cytat
Dzisiejsi armatorzy,niektórzy oczywiście stosują supły, których końcówki zwisają jak brody białowieskich Żubrów, co nam wszystkim przynosi ujmę
Zdaję sobie też sprawę że przez purystów, użycie taśmy malarskiej do zabezpieczenia końcówki liny może być też niekoniecznie dobrze widziane ;-))
Wczoraj byłem w Haren Ems i oczywiście skorzystałem z okazji żeby zwiedzić tamtejsze muzeum żeglugi. http://www.heimatverein-haren.de/
Bardzo dużo zgromadzonych eksponatów na trzech statkach oraz w budynku muzeum i oczywiście brak czasu żeby to wszystko na spokojnie obejrzeć.
A wracając do tematu to jednym z eksponatów jest rękawica bosmańska:
wraz z instrukcją do czego służy @przylodz -
Cytat
Na barkach stosuje się liny skrętne, na jachtach już plecionki i to syntetyczne.
wybacz ale się z Tobą nie zgodzę, na barkach stosuje się również liny plecione,
chociażby w tym wątku lina którą szplajsowałem to właśnie plecionka. Jednocześnie na wielu jachtach nadal stosuje się liny skręcane, zwłaszcza tych starszych.
@Ares - Panie Adamie, tekst na który się Pan powołuje jest dostępny w wielu miejscach w internecie, m.in. tutaj: http://www.schifferverein-beuel.de/ha...iffers.pdf
Jednoczesnie bardzo Panu dziękuję, ponieważ szukając tego tekstu trafiłem na tą stronę: http://www.schifferverein-beuel.de/ha...fahrt.html gdzie jest bardzo dużo ciekawych artykułów w języku niemieckim nt. żeglugi śródlądowej.
Polecam.
Panie Stanisławie ( przepraszam, za tę poufałość, ale myślę, że w swoim gronie przystoi). Na barkach stosuje się liny skrętne, na jachtach już plecionki i to syntetyczne. Takie liny bardzo rzadko się rwą. Jeśli się przydarzy, robi się związ wantowy i przy najbliższej okazji wymienia się linę na nową, ale chwała naszemu Koledze Teosowi, za ten wykład, z całą pewnością się przyda. Pozdrawiam Panów :)
P. Tadeuszu, przed laty marynarze Wisły do zaplatania (szplajsowania) lin stalowych czy też pochodzenia roślinnego ( sizal, konopie czy herkulesy) ,stosowali lajzry i lajzerki drewniane rożkii oczywiście młotek, pokrętki owijało się zwitkami z uciętych końcówek z zaplatanych cum czy lin chyba z ,,szyprowskiej chytrości". Stalówki zaplatano trzy dwa jeden z prądem , następne dwa dwa dwa, a na dolnej Wiśle trzy ,dwa , jeden i następne jeden jeden jeden.Manele i im podobne szplajsowane zawsze pod ,,prąd". Dziś widzę taśmę zapewne do owijania pokrętek, gumówkę rękawice i nowoczesny ,,marspikiel" rożek bosmański, brak tylko gumowego młotka, przyzna pan ,że narzędzia to tylko pomoc marynarskiej glowie.Dzisiejsi armatorzy,niektórzy oczywiście stosują supły, których końcówki zwisają jak brody białowieskich Żubrów, co nam wszystkim przynosi ujmę, co gorsza nie mają w magazynkach sprzętu awaryjnego a co tu wymagać ,,lajzrów, czy marspikieli" ,znam takich osobiście,ale za to mają kasę. Pozdrawiam komentatorów i p. Tadeusza.
Teos uważam, ze dobry temat zacząłeś i muszę przyznać, ze masz dar do wyszukiwania rożnych fajnych rzeczy, na necie i do rozpoczęcia dyskusji, może następnym przykładem szplajsu będzie angielski na drucie?
@Bartosz Balwierz: Niezrozumiałym dla ludzi z lądu slangiem posługują się nie tylko marynarze z Wisły i Odry, ale też z Renu, co można odnaleźć w materiałach sprzed półwiecza: WEBER, H.: Die Sprache des Rheinschiffers. (W): "Zeitschrift für Binnenschiffahrt", nr 11/1956. Jak jest obecnie na Renie - nie wiem, bo tam nie pływałem.
Edytowany przez Adam Reszka dnia 18.08.2010, 14 lat temu
Teos uwazam, ze dobry temat zaczales i musze przyznac, ze masz dar do wyszukiwania roznych fajnych rzeczy, na necie i do rozpoczecia dyskusji, moze nastepnym przykladem szplajsu bedzie angielski na drucie? Podzucam temat ale Tobie zostawiam przedstawienie bo najlepiej to zrobisz :) Natomiast jesli chodzi o germanizmy, coz, osobiscie jestem chyba przedstawicielem najmlodszego obecnie pokolenia, ktore zaczyna wchodzic w kapitanskie kregi, stety-niestety te "patenty" robimy na Renie i uzywamy w wiekszosci niemieckich pojec, wiec z ta germanizacja w naszym fachu jeszcze troche tak zostnie
pozdrawiam
Wahr - prawda, schau - pokaz, floss - pływak
Pływak ze znakiem wskazującym właściwy (prawdziwy) przebieg szlaku. Niemcy uwielbiają rzeczowniki łączone. Znaleźć polski odpowiednik jest trudno, gdyż my rzeczowników nie tworzymy w ten sposób. Musiałby to być "prawdziwek" :D
Andrzej 'Apis' Podgórski
--- Jeśli wydaje ci się, że wiesz wszystko - masz rację: wydaje ci się...
(...) ale jaka jest jego prawidłowa polska nazwa ??? - pyta Pan p. Tadeuszu.
"Wahrschaufloss" stanowi moim zdaniem idiom wyłącznie nawigacyjny. Bo w drogownictwie o "znaku ostrzegawczym" powiedzieliby Niemcy "Strassenwarnzeichen". Zatem Wahrschaufloss - to tratwa (pływak, pomost pływający) ze znakiem ostrzegawczym, lub po prostu znak ostrzegawczy na tratwie.
Ten "Słownik... 1929" nie przyjął się. Proponowaną polską terminologię czynni zawodowo profesjonaliści odrzucili.
A mały "lajzerek" rurkowy mam gdzieś, więc odszukam go i sfotografuję.
Jeśli zajdzie potrzeba, to gotów jestem te rożki narysować, ale rysunki prześlę Teosowi ażeby je zamieścił w "odpowiedziach", bo ja tego nie potrafię. Co Pan na to, Panie Tadku?
Oczywiście jestem za, proszę mi przesłać na maila netjan@wp.pl a ja już umieszczę gdzie trzeba.
Cytat
Teos wybrał do swego wykładu linę plecioną-ośmiopokrętkową, co zaciemniło jasność wykładu. Właściwą liną byłaby zwykła-czteropokrętkowa, gdzie szplajs byłby bardziej przejrzysty i zrozumiały.
Teos nie wybrał, cuma sama się wybrała i zerwała ;-) Poza tym nie mamy na pokładzie zwykłej-czteropokrętkowej.
Poza tym proszę nie traktujcie tego Panowie jako wykładu, ja chciałem tylko sprowokować dyskusję na interesujący mnie temat.
Słusznie pisze zgred
Cytat
przed laty, kiedy zaczynałem pracę na statkach nie do pomyślenia było aby ktoś z załogi nie potrafił szplajsować lin. Dziś niestety się to zdarza.
Natomiast jeżeli chodzi o łamanie języka to mam problem z tym na co dzień przy tłumaczeniu różnych zwrotów z języka niemieckiego na polski, pewne pojęcia często nie występują nawet w "Słowniku naukowo-technicznym niemiecko polskim".
Przykład - co oznacza słowo "Wahrschaufloss" ?
Znalazłem w internecie i wiem co to jest: http://www.wsv.de/wsd-sw/wir_ueber_un...ufloss.pdf
ale jaka jest jego prawidłowa polska nazwa ???
Na koniec przypomnę że kiedyś pisałem o "Słowniku morskim polsko-angielsko-francusko-niemiecko-rosyjski" wydanym w 1929 http://www.zegluga-rzeczna.pl/forum/v...ead_id=805
Była to pierwsza w niepodległej Polsce próba uregulowania tych spraw. Warto dzisiaj po blisko 80-ciu latach skonfrontować to z aktualnie używanym słownictwem.
Nazewnictwo podane przez Pana komandora jest na Wiśle w powszechnym użyciu do dziś. Przed laty, kiedy zaczynałem pracę na statkach nie do pomyślenia było aby ktoś z załogi nie potrafił szplajsować lin. Dziś niestety się to zdarza. Swoja załogę w tym zakresie przeszkoliłem, dobrzy są. Łączenie zerwanego holu to u nas szplajsowanie do czoła, nie takie skąplikowane jak się na poczatku wydaje.
Obce terminy żeglarskie przenikały do naszego slangu profesjonalnego stopniowo. W XVI w. wszystkie statki (szkuty, dubasy, kozy) aby wejść na Motławę do gdańskiej Wyspy Spichrzów na rozładunek, miały obowiązek poddać się inspekcji władz portowych w celu uzyskania świadectwa pomiarowego, w którym wszystkie elementy statku służące nawigacji były pisane gdańskim slangiem opartym o języki holenderski i niemiecki. W ten sposób nazwy te siłą rzeczy przenikały do slangu naszych rodzimych flisaków z Wisły, Bugu i Sanu. Mam je spisane w osobnym słowniku.
Następnym etapem związanym z przyswajaniem sobie czystych germanizmów był okres porozbiorowy, kiedy Wisła Pomorska znalazła się w rękach pruskich. Wtedy zaczęto ją regulować, co sprzyjało wprowadzeniu żeglugi parowej, którą siłą rzeczy zasilała kadra marynarska polskiego pochodzenia. Statki z terenu Królestwa Polskiego wożące zboże do Gdańska na pruskich komorach celnych opisywane były w języku niemieckim, gdzie polskie nazwy trudne do wymówienia przeinaczano (np. "czółniak" jako łódka pomocnicza zapisywany był jako "scholnak"). W początkowym okresie rozwoju naszej żeglugi parowej Andrzeja Zamoyskiego majstrowie francuscy wprowadzali nazwy przywleczone z Francji, gdzie nasza "zenza" na budowanych przez nich "gabarach" występowała do r. 1940 jako "bilża". Ale już w II. połowie XIX w. firma Maurycego Fajansa zatrudniała na swoich parowcach marynarzy przeszkolonych w Prusach, którzy na stałe wnieśli do wiślanej terminologii mnóstwo germanizmów. Po r. 1945 w żegludze odrzańskiej zatrudnionych było wielu marynarzy-Dolnoślązaków, od których nasi "młodzi" przejmowali terminologię nasyconą germanizmami.
Dokładając swój głos do wykładu Teosa o szplajsowaniu, posługiwałem się terminami będącymi autentycznymi germanizmami. Ale takim językiem przed sześćdziesięcioma laty posługiwali się w żegludze wiślanej wszyscy marynarze. W tej chwili język ten staje się stopniowo językiem reliktowym. I jeszce jedno: Teos wybrał do swego wykładu linę plecioną-ośmiopokrętkową, co zaciemniło jasność wykładu. Właściwą liną byłaby zwykła-czteropokrętkowa, gdzie szplajs byłby bardziej przejrzysty i zrozumiały.
Traktując to zjawisko jako nieuniknioną prawidłowość leksykalną, nie widzę w tym nic nagannego. I cieszę się, że dostrzega to też nasz Kapitan.
Z pozdrowieniami - ARes.
Edytowany przez Adam Reszka dnia 18.08.2010, 14 lat temu
Słownik jest tu: http://www.zeglug...cle_id=123 i został opracowany przez Adama. Ja tylko dodałem zapamiętane z Odry terminy jeśli nie były w nim wymienione lub jesli na Odrze niektóre z już wpisanych miały czasem także inne znaczenie (np "do sztychu").
Wcale nie dziwi ta ilość germanizmów w języku marynarzy rzecznych, gdyż to od Niemców głównie uczylismy się "łodziarzenia" (schifffahrt), trzymaliśmy ster (steuer), staliśmy na ankrach (anker), szplajsowaliśmy liny (schpleissen), używaliśmy bumli (bummel) w śluzach, schodziliśmy po trapie (treppe). Mozna wymieniać bez końca....
Andrzej 'Apis' Podgórski
--- Jeśli wydaje ci się, że wiesz wszystko - masz rację: wydaje ci się...
@bosman Józef i @Seehund: Będąc niegdyś marynarzem, nie mogłem nie umieć szplajsować. Ponieważ nie pływałem na parowych holownikach, nie nauczyłem się tylko łączenia przerwanego holu za pomocą splotu pod nazwą "hamburger Langschpleiss". Splot ten był zawsze dla mnie w robotach bosmańskich "cudem techniki". Załogi holowników parowych wykonywały ten splot zespołowo w ciągu godziny. A co do germanizmów - to osobny temat. W okresie międzywojennym walczyli z nimi bez skutku nasi puryści językowi. Zapamiętany przeze mnie i naszego Kapitana slang marynarski wiślany i odrzański w postaci dawnych terminów profesjonalnych, opublikowany został na naszej stronie internetowej jako osobny "Słownik marynarzy rzecznych" (patrz w "Najpopularniejszych"). Oprócz tego opracowałem słownik terminów flisackich z XVI-XVIII w., słownik terminów na batach żaglowych i słownik terminów szyperskich z berlinek. Słowniki te zostaną przy okazji opublikowane.
Edytowany przez Adam Reszka dnia 18.08.2010, 14 lat temu
Lina miękka jest miła, uległa i podatna na zabiegi wprawnych i sprawnych rąk, które potrafią poradzić sobie z nią bez użycia rożków. "Stalówki" są oporne, niechętne na ingerencję w ich strukturę i na agresję potrafią odpowiedzieć pięknym za nadobne. Ciekawi mnie ilu z nas np." szplajsując " zastanawia się ile germanizmów używamy w naszym technicznym nazewnictwie. Może ktoś chciałby się tym na naszym statku pobawić ?
Temat bardzo mnie zainteresował.Język łodziarski jest fantastyczny a Pańska ,Panie Adamie, wiedza na ten temat/i nie tylko/ jest przeogromna.Ciekawi mnie czy jest jakieś opracowanie ,tłumaczące ten język na język "szczurów lądowych"???Popróbowałem samodzielnie zaplatania ,ale jak na razie idzie mi to opornie.Informacje Pana jak i bardzo przejrzystą ,TwojąTeos Prezentację , chciałbym ,oczywiście za Panów Pozwoleniem,wykorzystać na zajęciach szkoleniowych na patenty motorowodne.Serdecznie Pozdrawiam obu Panów.
możesz przeglądać wszystkie wątki dyskusji na tym forum. możesz rozpocząć nowy wątek dyskusji na tym forum. nie możesz odpowiadać na posty w tym wątku dyskusji. nie możesz rozpocząć ankietę na tym forum. nie możesz dodawać załączniki w tym forum. nie możesz pobierać załączniki na tym forum.
Moderator:
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies