Dziewiczy rejs M/S "REINIE"
Dziś tj. 20.06.2012 zbiornikowiec M/S "REINIE" odbędzie swój pierwszy i ostatni wiślany rejs. I choć posiada własny silnik o mocy 1700KM, będzie holowany i pchany w dół Wisły przez pchaczo - holowniki Żeglugi Wyszogrodzkiej.
Dziś tj. 20.06.2012 zbiornikowiec M/S "REINIE" odbędzie swój pierwszy i ostatni wiślany rejs. I choć posiada własny silnik o mocy 1700KM, będzie holowany i pchany w dół Wisły przez pchaczo - holowniki Żeglugi Wyszogrodzkiej.
Godzina 14:00 wchodzę na pokład p/c "Aleksander" stojącym w basenie płockiego portu. Pogoda pochmurna, siąpi deszcz, trwa ostatnie przygotowanie do rejsu z płockiej stoczni rzecznej do miejscowości Leszkowy, kilometr Wisły 928, nowo wybudowanego zbiornikowca M/S "REINIE" o masie własnej 1200 t plus 30 ton balastu (woda) w skrajniku dziobowym. Balast wyrównał na 110 metrowej długości M/S "REINIE" przegłębienie rufowe. W ten sposób zanurzenie na całej jego długości pozwoliło uzyskać ostateczne zanurzenie circa 125centymetrów. Dzień jest pochmurny i nieciekawy, wieje północno- wschodni dzisiaj jeszcze wiaterek.
Jutro tzn. 21.06.2012 w czasie holowania M/S "REINIE" będzie utrudniał i zmuszał do jeszcze bardziej wytwarzanej przez mój umysł wyobraźni.
Pchacz "Aleksander" i "Żubr-23" są własnością armatora kpt. Jerzego Pielacińskiego, który zarazem będzie kierownikiem całego pociągu holowniczego. Godzina 15:00 odchodzimy od kei płockiego portu, udając się w kierunku basenu stoczniowego, gdzie przy stoczniowym nabrzeżu stoi M/S "REINIE". Pchacz "Aleksander", dziś dowodzony będzie przez kpt. Mariusza Pielacińskiego, starszego syna armatora, który od lat wykonuje usługi żeglugowe dla Płockiej Stoczni Rzecznej.
Podchodzimy do rufy M/S "REINIE", zakładamy pęta, tworząc jedną całość tym samym wydłużając cały zestaw sprzężony na sztywno do 136 metrów w czasie holowania przez p/c "Żubr-23". Załogę "Aleksandra" stanowią kpt. Mariusz Pielaciński, stermotorzysta Patryk Budnicki i młodszy syn armatora Kamil Pielaciński. W drodze z Płocka do Włocławka i podczas śluzowania załogę uzupełniają mł. Mar. Sebastian Sobótka (mój wnuk) i mł. mar. Adam Nowicki, którzy pod moim nadzorem obsługują stanowiska cumownicze na M/S "REINIE". Po chwili podchodzi "Żubr-23" od którego odbieramy hol i obkładamy na dziobowych polerach M/S "REINIE".
Załogę "Żubr-23" stanowią kpt. Jerzy Pielaciński i kpt. Leszek Zawadzki z uprawnieniami mechanika statkowego. Sprawdzamy radiotelefony – jest OK, po chwili sygnał "Żubra-23" powoduje uwolnienie M/S "REINIE" od nabrzeża Płockiej Stoczni przez zrzucenie cum.
Z uwolnionego stoczniowego nabrzeża żegna nas inż. Radek Młotkowski, budowniczy M/S "REINIE" z kilkoma stoczniowcami, którzy zabezpieczają odbijaczami ewentualne zetknięcie się burt zbiornikowca z betonowymi ścianami portowej bramy.
Moim stanowiskiem pracy na pokładzie M/S "REINIE" jest stanowisko pilota , z czego jestem w pełni usatysfakcjonowany. Godz.15:37 wychodzimy rufą kierując się w kierunku portowej bramy przeciwpowodziowej o szerokości 16 m ku Wiśle.
W ten oto sposób M/S "REINIE" po wyjściu z portu na Wisłę okazując swą piękną sylwetkę przy obrocie lewą burtą na zawsze żegnając się z Płockiem, gdzie się urodził i został ochrzczony przez żonę holenderskiego armatora panią Reinie Westerhuis, której imię odtąd nosił będzie. Szkoda, że jego odejście z Płocka odbyło się w scenerii zachmurzonego, dżdżystego niczym nie przypominającego polskiego, czerwcowego dnia. Godzina 20:20, zbliżamy się do górnego awanportu śluzy we Włocławku, gdzie będzie konieczny większy wysiłek naszej wodniackiej wyobraźni do wykonywania bezpiecznych manewrów w czasie wprowadzania M/S "REINIE" do komory śluzowej.
Za chwilę M/S "REINIE" szczelnie wypełni komorę włocławskiej śluzy. Z mostu nad komorą śluzy, mimo wietrznej i deszczowej pogody gromada ludzi obserwuje nasze śluzowanie, zapewne zastanawiając się czy po Wiśle pływają tak duże statki.
Aby prześluzować nasz zestaw składający się z trzech statków konieczne są trzy śluzowania. Pierwszy śluzuje "Żubr W-23" następnie M/S "REINIE" i jako trzeci p/c "Aleksander".
Na prześluzowanie naszego składu pociągu potrzeba było 2,5 h. Koniec pracy dla załóg po przycumowaniu zbiornikowca przy dalbach w dolnym awanporcie śluzy to godzina 22:45. Zwykle tu pisk i jazgot wiślanych, skrzeczących mew zakłóca nocny odpoczynek wiślanych marynarzy. Późna toaleta, po niej jeszcze kilka słów o jutrzejszej nawigacji, nastawienie budzika na godzinę 4:30 i jestem w swej koi, bo w niej najlepiej … śpi się.
Dzień 21.06.2012, godz. 4:30 jestem na pokładzie p/c "Aleksander". Jest jeszcze blady i pochmurny poranek, wszystko dookoła jeszcze uśpione, nawet te włocławskie mewy siedząc na dalbach dziś wyjątkowo oszczędzają pokład M/S "REINIE" nie zaśmiecając go swym gumnem. W końcu o godzinie 5:00 nie wytrzymuję i postanawiam zrobić pobudkę całej załodze. Zresztą zawsze tak było i tak będzie, iż najstarszy wiekiem w załodze w większości wypadków był to kapitan czy szyper, swoimi głośnymi krokami po pokładzie przynaglał do opuszczenia swoich pieleszy. Dla wielu marynarzy był to koszmar, rzucając niekiedy ciche epitety w kierunku kapitana czy szypra za przerwany sen.
Godzina 5:40, "Żubr-23" podaje sygnał jeden długi i jeden krótki nakazujący rzucać cumy, ostrzegając sygnałem o zachowaniu bezpieczeństwa dla całej załogi. Odchodzimy z dolnego awanportu śluzy Włocławek na szeroko rozlaną dziś Wisłę. Stan wody Wisły na włocławskim wodowskazie wynosi 290cm. Jest to średnia woda przy której z należytą znajomością szlaku żeglownego nie powinno być kłopotów w holowaniu m/s "REINIE", którego zanurzenie oscyluje około 120cm ale za to długość całego zestawu wynosi około 200m. Tak więc, żegnamy dziś ponury i spowity dżdżystą pogodą Włocławek, uzyskując prędkość około 11 km/h.
Godzina 6:20 wchodzimy w niebezpieczny odcinek szlaku żeglownego, kilometr Wisły 683-4 (rafa). Decyzja kpt. Pielacińskiego – " Uwaga, idziemy do sztychu, omijając kręty, 400 metrowy odcinek szlaku żeglownego". Poszło, idziemy dalej w dół rzeki nad którą kłębią się przemieszczające się cumulonimbusy z których za chwilę spadnie deszcz.
Sytuacja szczególnie dla mnie jako pilota, mającego swoje stanowisko na pokładzie M/S "REINIE" staje się nieciekawa. Usiąść nie można, skryć się przed deszczem nie ma gdzie. Jestem tu po to, aby obserwować szlak żeglowny, uzgadniać ewentualne zachowania M/S "REINIE" przez holującego "Żubra-23" jak też nadawać komendy sterowe dla p/c "Aleksander" i oczekiwać każdorazowe ich potwierdzenie. Zacinający deszcz i wiatr robią swoje. Na sobie mam niby nieprzemakalny strój, który nie spełnia swych zadań. Dopiero po 16 godzinach ledwie zejdę po stromej drabinie z pokładu M/S "REINIE" na pokład p/c "Aleksander" cały przemoczony od stóp do głów.
Godzina 7:30 mijamy Bobrowniki, kilometr Wisły 696. Dalej po lewym brzegu Nieszawa, kilometr 702. Od Nieszawy idziemy krętym odcinkiem szlaku żeglownego aż do Silna , kilometr Wisły 719, zostawiając za sobą spowity deszczem Ciechocinek, kilometr 710. W końcu jest ulga, wchodzimy na uregulowaną i w miarę bezpieczną dla żeglugi Wisłę oznakowaną brzegowymi znakami żeglugowymi.
Godzina 10:15, mijamy bezpiecznie przeprawę mostową, kilometr Wisły 732.
Po 15 minutach przechodzimy w sztychu pod mostem kolejowym w Toruniu, poniżej którego witamy i żegnamy m/s "Wandę" prosząc kpt. Zygmunta Kościuszyńskiego ażeby nam gdziekolwiek uprosił pogodę na dalszą drogę.
Około godziny 13:30 mijamy Solec Kujawski, kilometr Wisły 761 i pozdrawiających nas bydgoskich marynarzy zajmujących się wydobywaniem i transportem wiślanego piasku na lewy brzeg Wisły we wzorowo utrzymanym od strony hydrotechnicznej punkcie przeładunkowym.
Po godzinie mijamy Fordon i flotę Witka Łożewskiego.
Dziś w wyjątkowej, pochmurnej i zimnej pogodzie, spowodowanej rozległym niżem barycznym nad całym obszarem Polski.
O godzinie 14:30 rozpoczynam swój pierwszy dzisiejszy posiłek, popijać herbatą nie musiałem ponieważ kiełbasa i kajzerka obie przesiąknięte były wciąż padającym deszczem.
Około 17:40 przechodzimy pod mostem w Chełmnie, za którym spoglądam w tył gdzie jakby we mgle dostrzegam baszty i wieże tego starego i jakże pięknego, pomorskiego miasta nad Wisłą, wciąż przypominającego mi włoską Romę osiadłą na siedmiu wzgórzach. Nadal pogoda jest okropna, pada i wieje, tylko Wisła nas satysfakcjonuje niosąc w swym korycie dostateczną ilość wody abyśmy mogli prowadzić bezpieczną żeglugę.
Godzina 20:20 przechodzimy pod grudziądzkim mostem idąc do sztychu, poniżej którego postanawiamy zanocować. Tak więc o godzinie 20:30 obracamy lewą burtą zatrzymując się pod kantem piasku rzucając 400 kg kotwicę, która dla marynarza jest symbolem bezpiecznej nadziei (choć nie zawsze).
Godzina 20:40 ledwie pokonałem rufową falsburtę M/S "REINIE" i po stromo ustawionej drabinie, resztkami sił zszedłem na pokład p/c "Aleksandra". W holu bloku mieszkalnego zostałem obnażony przez stermotorzystę Patryka Budnickiego ze wszystkiego odzienia z przeznaczeniem do suszenia w maszynowni. Cała załoga z kpt. Pielacińskim popłynęła do Grudziądza w celu uzupełnienia prowiantu, a może i jeszcze coś z procentami. Ja nie skorzystałem z zaproszenia, teraz tylko gorąca herbata z cytryną i do koi w której będę prosił Opatrzność boską o jutrzejszą bezdeszczową i słoneczną pogodę.
Dzień 22.06.2012, godzina 6:00 podnosimy kotwicę i obracamy spod piasku lewą burtą. Idziemy w dół rzeki z prędkością 13km/h. Godzina 6:40 słyszę w radiu komendę z "Żubra-23" – "Mam problem ze sterami, przygotować się, będziemy obracać lewą burtą". Tak więc obracamy i po zatrzymaniu M/S "REINIE" rzucamy kotwicę. "Żubr-23" rzuca hol i podpływa do lewej burty p/c "Aleksandra". Okazuje się, iż przyczyną braku sterowności "Żubra-23" było rozpięcie się drążków sterowych w skrajniku rufowym. Po założeniu na sektory sterowe drążka sterowego, spinamy układ sterociągów. "Żubr-23" sprawny technicznie odbiera hol od M/S "REINIE". Marynarze Patryk i Kamil obsługujący windę kotwiczną z 400 kg kotwicą, ciężko sapią i dyszą szeroko otwierając usta. Po sygnale "jeden długi" baczność – uwaga "Żubr-23" wchodzi w hol, obraca lewą burtą w dół rzeki. Podobne przypadki, choć nie często, ale nigdy niewiadomo kiedy przydarzyć się mogą. Szczególnie teraz gdy według unijnych przepisów na statkach żeglugi śródlądowej skasowano osobę mechanika, który li tylko miał pieczę nad maszynownią i wszelkimi urządzeniami technicznymi na pokładzie statku. Według mnie jest to kardynalny błąd w obsadzie stanowisk poszczególnych członków załóg na statkach żeglugi śródlądowej.
Po około godzinie jazdy mijamy położone na wyniosłym brzegu Wisły stare, pomorskie miasto Nowe n/Wisłą. Ważne, że moje wczorajsze prośby odnośnie pogody dobry Bóg wysłuchał. Pomału zbliżamy się do Opalenia, gdzie od wojny w dnie rzeki tkwią zniszczone żelbetonowe filary, które jak żarłoczne hieny oczekują na swoje ewentualne ofiary.
Dziś to uciążliwe miejsce nie jest tak groźnie, ponieważ stan wody w Wiśle jest w górnej strefie stanów średnich a przęsło żeglowne o szerokości circa 40 m przechodzi po prawym brzegu. Co prawda do naszej długości całego pociągu, przy dość bystrym nurcie Wisły jest to w/g nas wąskie przejście w szlaku żeglownym. Natomiast przy maksymalnym wysiłku psychicznym, opanowaniu emocji i zachowaniu zimnej krwi, możemy ryzykować jazdę do sztychu. Taka też zapadła decyzja kpt. Jerzego Pielacińskiego kierownika tego pociągu. Zajazd korzystny, wystarczający na równoległe ułożenie się M/S "REINIE" w stosunku do prawego brzegu, teraz tylko nasze to znaczy holującego "Żubra-23" i moje jako pilota podającego komendy sterowe dla p/c "Aleksander", przy całej naprzód gwarantowane jest bezpieczne przejście pomiędzy filarem a brzegową opaską. Choć przez te trwające zaledwie 30 sekund przejście, mimo wieloletniej praktyki adrenalina sięga zenitu w naszym organizmie. Po minięciu tego od lat utrudnienia na szlaku żeglownym Wisły w cichości duszy – pomódl się i podziękuj Bogu za dar wyobraźni jakim cię obdarzył.
Po 30 min znów problem, musimy obracać nad budowaną, nową przeprawę mostową na kilometrze 869. Rzadko spotykam most w którym nie ma poszerzonego przęsła żeglugowego.
W tym przypadku ktoś z projektantów zapomniał o wiślanej żegludze. Nie wiem czy ktoś z gdańskiego R.Z.G.W opiniował projekt tego mostu na Wiśle. Wszystkie przęsła tego mostu leżą na betonowych, wysokich podporach (filarach) w tej samej odległości circa 40m. Z tego też względu, każdy pociąg holowniczy lub jednostki o większych gabarytach idące w dół rzeki zmuszone będą obracać, następnie napuszczać się rufą. O dziwo taki most powstaje na drodze wodnej E-70.
Napuszczamy się przez rufę sprawnie manewrującym pchaczem "Aleksander"
przęsłem mostu oznaczonym znakami żeglugowymi. "Żubr-23" podtrzymuje na holu dziób M/S "REINIE". Poniżej mostu obracamy lewą burtą i kontynuujemy nasz rejs do miejsca przeznaczenia, czyli do miejscowości Leszkowy, kilometr Wisły 928. Nasza szybkość wzrosła do 14 km/h. Około godziny 13:00 mijamy stary Tczew.
Tu Wisła swobodnie płynąca, pozwala na bezpieczną żeglugę. Po około 2 godzinach dochodzimy do kilometra 928, gdzie na lewym brzegu przed laty wybudowano betonowe nabrzeże (150m) zabezpieczone ścianką z Larsena do której przymocowano odbijacze w postaci opon przy którym cumujemy M/S "REINIE". Po przebytym rejsie z Płocka do kilometra rzeki Wisły 928 odpowiednia komisja sprawdzi jego stan kadłuba i ewentualne usterki po przebytym rejsie.
Po odbiorach "Żubr-23" i p/c "Aleksander" poprowadzą do ujścia Wisły i wyprowadzą na Zatokę Gdańską M/S "REINIE", gdzie hol od p/c "Aleksander" przejmie holownik morski.. Teraz cała załoga zajmuje się demontażem urządzenia kotwicznego, zamontowanego przez płocką stocznię na czas rejsu.
Godzina 16:00 kpt. Jerzy Pielaciński dziękuje za wzorową współprace w czasie rejsu.
A tak na marginesie, dopowiem tylko, iż zbyt krótkie jest życie śródlądowego marynarza. Pomimo swego trudu i znoju winien być przez Opatrzność traktowany na innych zasadach niż inne zawody – najprościej mówiąc za jego tułaczkę po polskim śródlądziu zasługuje na spokojne stuletnie życie. Po to tylko, aby mógł się nasycić do końca swoją pasją, zamiłowaniem i miłością do naszych polskich rzek. Tym samym jego rejsy byłyby dłuższe i jeszcze ciekawsze. Czy to się sprawdzi w życiu? – Póki co ja tego doświadczam. Jak długo ???
Takie jest nasze wiślane "NAWIGARE NECESSE EST" i oby trwało jak najdłużej.
Wielka szkoda, że nasze rządy nie doceniają wielkiej arterii wodnej jaką jest nasza największa rzeka Wisła, która jest ogromnym niewykorzystywanym potencjałem w sferze transportowym naszego kraju. W ten sposób pozbawiamy się wielomilionowych a może wielomiliardowych zysków, które wzbogacałyby nasz narodowy budżet.
Panie Prezydencie, Premierze, Ministrze transportu, i cała reszta nami rządzących, obudźcie się z błogiego letargu, najwyższy czas na logiczne i gospodarskie myślenie, aby nasze drogi wodne regulować – rewitalizować, w tym rzekę Wisłę, która jest kondensatem wielowiekowej historii Polski i włączyć Wisłę w ogólnonarodowy system transportu naszego kraju.
Udostępnij:
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności. Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies